Poniedziałkowe polecajki na dobry czas
Filozofia

Dobry czas, czyli Poniedziałkowe polecajki #4

Ostatni tydzień to był dla mnie naprawdę dobry czas. Wypełniłam go filmami, sztuką, spacerami i oczywiście pysznym jedzeniem. Nie obyło się też bez wspomnień, więc dzisiejsze polecenia nie będą tylko przekazywanym na gorąco zestawem przyjemności.

Gdy musisz wybierać, co robisz między czterema czy pięcioma opcjami bywa, że pojawia się frustracja. Tak zdarza mi się zarówno, gdy idę do wegańskiej restauracji, jak i wtedy, gdy w jeden weekend jest kilka ciekawych dla mnie wydarzeń kulturalnych. Na szczęście już coraz lepiej radzę sobie z selekcjonowaniem faworytów i później z czystym sumieniem mogę mówić, że miałam dobry czas. Do dzisiejszego zestawienia też wybierałam z pewnym trudem. Ale udało się. Będzie tak różnorodnie, jak chciałam.

Poniedziałkowe polecajki na dobry czas

1. Vanya z Andrew Scottem

Fanką tego aktora stałam się już, gdy oglądałam sherlocka Holmesa. Grał tam podstępnego Moriarty’ego. Jednak udało mi się potem o nim zapomnieć. Na bardzo długo. Dopiero wybranie się do Kina Muranów na transmisję spektaklu Vanya nagranego w londyńskim National Theatre na nowo ożywiło mój zachwyt nad jego talentem. Jest to monodram tak doskonały, że gdyby nie bogata oferta kinowa i teatralna — oraz pewne zmęczenie byciem w kinie, którego po Docsach się dorobiłam — wybrałabym się na kolejny pokaz. Zdecydowanie polecam. Tu sprawdzicie, gdzie obejrzeć. wiem, że da się zerknąć też online.

2. Restauracja Naturalna

Gdy jadę do nieco mniejszego niż Warszawa, Wrocław czy Kraków miasta chcąc nie chcąc trochę nastawiam się na wegański survival. Kiedy więc udaje mi się znaleźć znakomity lokal z roślinnym jedzeniem w miejscu, w którym się go nie spodziewam, jestem zachwycona. W Bydgoszczy trafiłam do Naturalnej, gdzie zjadłam m.in. pyszną pieczeń z seitana ze szparagami czy chłodnik z dodatkiem hibiskusa. Było tak smacznie, że aż trochę tęskno. Jeśli traficie do tego miasta, zajrzyjcie. Polecam też ich kiszonki i kombuczę.

3. Dimmu Borgir – Forest of the Northern Night (Live in Oslo)

Jednym z moich większych marzeń jest załapać się na koncert black metalowego bandu Dimmu Borgir. Piosenka Gateways towarzyszyła mi nie raz, wzbudzając dużo pozytywnych emocji i dodając energii by zacząć niejeden krotki i dość ciemny zimowy dzień. Kiedy więc wpadłam na Spotify na płytę z koncertu w Norwegii, od razu przesłuchałam dwa razy. Potem wpadłam jeszcze na instrumentalną wersję wspomnianego utworu i przepadłam do reszty. Jeśli nie lubicie ciężkich brzmień, odsłuchajcie jej w skupieniu — ma zupełnie inny klimat i jest on niesamowity. Czy właśnie tak zaczynam się zakochiwać w utworach z udziałem chóru? Być może.

4. Uki Green

Choć robi się coraz cieplej, ja niekoniecznie sięgam po lody. W upalne dni lubię zadziałać kontrintuicyjnie i zjeść coś ciepłego. Tym samym bardzo często latem jadam ramen lub inną „zupę na winie” zrobioną w domu z tego, co wpadło mi w ręce przy przeglądaniu lodówki. Wegańska ramenownia Uki Green to miejsce idealne, by posilić się w sytuacji, gdy akurat nie chce mi się stać przy kuchni.

Ostatnio zjadłam tam Carbo inspirowane włoskim klasykiem z boczkiem i jajkiem. Nie był to typowy ramen, ale smakował mi ogromnie. Równie pyszny był sezonowy ramen miso z dodatkiem mleczka kokosowego i nadającej mu pikanterii laksy. Spróbowałam go chyba mniej więcej dwa miesiące temu, a wciąż jest dostępny. Karta standardowa też jest przyjemna i pełna smaków. Jeśli nie jesteście jeszcze przekonani, to dodam tylko, że moi jedzący mięso znajomi też często tam bywają.

5. Pilates na reformerach nie tylko na dobry czas

Wspominałam kiedyś, że oprócz chodzenia na lekcje baletu staram się dodatkowo ćwiczyć. W ostatnim czasie tych innych zajęć niestety było mniej i szybko zaczęłam to odczuwać. Dlatego też postanowiłam wrócić do pilatesu na reformerze. Nie jest to budżetowy rodzaj zajęć, ale wciąż pamiętam, jak niepozorne czasem ruchy, które w tracie wykonywania może jakoś mocno nie męczą, potrafią potem zaprocentować lepszą kondycją i mocniejszym ciałem.

Nim się wybierzecie, sprawdźcie tylko, czy trenerzy mają odpowiednie szkolenia i certyfikaty. W Warszawie z czystym sumieniem polecić mogę ekipę Polka Pilates i Studio Pauliny Miry. Spędziłam tam już lekką ręką łącznie ponad 100 godzin na różnych rodzajach maszyn i jestem bardziej niż zadowolona.

Ćwiczenia na reformerze to inna praca niż na macie i warto spróbować choćby po to, by potem wiedzieć, jak skorygować ćwiczenia wykonywane w domu bez przyrządów. U mnie kilka lekcji z uważnym trenerem pozwoliło na wypracowanie takiej świadomości ciała, by było to możliwe. Zachęcam i idę dalej odpoczywać po poranku na zajęciach pilatesowych dla tancerzy.

Poprzednie wpisy z pomysłami na dobry czas

Poniedziałkowe polecajki #1

Poniedziałkowe polecajki #2

Poniedziałkowe polecajki #3

Zdjęcie do tego tekstu pochodzi z serwisu Unsplash i wykonane zostało przez freya yanggg yang.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *