kolejny tydzień i muzyka
Filozofia

Minął kolejny tydzień, czyli Polecajki #6

Kolejny tydzień upłynął i czas na nowe polecenia. Myślałam, że z każdym kolejnym zestawieniem będzie łatwiej, ale wybór wciąż nie jest prosty. Chcę mieć coś więcej niż krótką notkę, więc zastanawiam się, co naprawdę urzekło mnie w danym miejscu lub zajęciu. Wnioski są pewnie tematem na osobny wpis, dlatego też sprawnie przejdę do opowiadania, co jest warte spróbowania.

Poniedziałek nie jest jeszcze moim ulubionym dniem, ale zaczynam dostrzegać, jak potrafi porządkować czas. Wiedząc, że na skutek jednej decyzji — chęci dzielenia się wiedzą, gdzie można przyjemnie spędzić czas — każdy będzie obfitował we wspomnienia, a nawet pomoże mi czasem docenić zebrane doświadczenie, czuję się po prostu lepiej. Tak niewiele, a jednocześnie sporo. Nowa lista nie powstała szybko, ale jest dobra. Wybrałam to, co naprawdę lubię.

Kolejny tydzień może być pełen przyjemności

Mogłabym napisać, że nie wiem, dlaczego chcemy podejmować wyzwania właśnie od poniedziałku. Nie będzie to jednak prawda. Zostańmy jednak z prostym stwierdzeniem, że każdy powód, by się zatrzymać i pomyśleć jest dobry. Przy poniedziałku znalazłam moment na stworzenie nowej listy. Zerknijcie na nią listę i sprawdźcie, czy coś was nie zaciekawi.

1. Koncerty chopinowskie idealne na kolejny tydzień

Już od połowy maja co niedzielę przy pomniku polskiego kompozytora odbywają się bezpłatne koncerty. W tym roku trwa 65. edycja cyklicznych spotkań z muzyką poważną. Nigdy nie sądziłam, że znajdzie ona miejsce w moim życiu. Wręcz nawet bez cienia skrępowania zastanawiałam się kto i po co jej słucha. Cóż, odkąd zaczęłam ćwiczyć balet, zmieniłam zdanie i na pewno w tym sezonie jeszcze nie raz odwiedzę Łazienki i spędzę przyjemne weekendowe popołudnie. Jeśli i wy macie ochotę, sprawdźcie harmonogram.

2. Pizzaolo

Lubię czasem zjeść coś, co może i jest nierozsądnie kosztowne, ale przy okazji sprawia, że moje kubki smakowe są więcej niż zadowolone. Dobra pizza zdecydowanie może zostać uznana za godną miana potrawy sprawiającej niebiańską przyjemność. Taką jadłam już dwukrotnie w warszawskim lokalu przy Kruczej. Za każdym razem spodziewałam się, że będzie smacznie. Jednak zarówno włoski placek z jackfrutem, jak i, ostatnio testowany, z sosem groszkowym oraz roślinną ndują zdecydowanie przerosły moje oczekiwania. Ciasto było miękkie, niegumowe i odpowiednio cienkie, a dodatki idealnie się ze sobą zgrywały. Znakomity drink bezalkoholowy z estragonem czy kawa przelewowa to równie miłe wspomnienia. Polecam wizytę zwłaszcza teraz — jest całkiem fajny ogródek letni i powiew wiatru na skórze podczas jedzenia to dodatkowy poziom przyjemności.

3. Oto Coffee Bar

Dobra kawa wypita w niewielkim, klimatycznym lokalu to coś, co uwielbiam. W czasie ostatniej wizyty we Wrocławiu trafiłam do kolejnego już miejsca, które serwuje znakomite przelewy i ciasta — także wegańskie. Oto Coffee Bar jest blisko kina Nowe Horyzonty i jako miejsce na chwilę relaksu podczas festiwalu filmowego sprawdziło się znakomicie. W te wakacje planuję wpaść tam ponownie.

4. Trafalgar Square

Mam słabość do miejsc, których wygląd może przytłaczać. Londyński plac, przy którym znajduje się m.in. National Gallery prezentujące dzieła Monetta, van Goggha czy Rembrandta i który trafił do filmów o Harrym Potterze, zachwycił mnie przy ogromnie przy ostatniej wizycie w stolicy UK. Bardzo przyjemnie mi się tam wcinało zgarnięte z nieodległej kawiarni ciasto i myślało, gdzie dalej iść tego dnia. Wtedy też uświadomiłam sobie, że mogę robić to samo, co w Warszawie także na urlopie. Wcześniej jakoś mi to nie działało. Zmiana jest zdecydowanie na plus. A gdzie mi się najlepiej przebywa w Warszawie? O tym pewnie jeszcze wspomnę.

5. Samotna wyprawa do muzeum

Nie tak znowu dawno prowadziłam rozmowę, w której ze zdumieniem odkryłam, że przekonanie, iż samotne pokazywanie się na mieście jest passe. Uderzyło mnie to o tyle mocno, że słowa przywołujące „regułę” wcale nie padły z usta jakiejś ciotki czy czyjejś babci. Od myśli do myśli przypomniałam sobie, jakie sytuacje są dla mnie najmniej komfortowe, gdy zaproszę kogoś na wspólne wyjście na miasto — wizyty w muzeach. Czasem lubię wystawić się na dyskomfort, oglądając sztukę, która mnie niepokoi. Miewam też chwile, gdy mam ochotę usiąść i patrzeć na jeden obraz przez kilka minut. Nie każdy będzie ok z czymś takim. Wyjście do muzeum samemu może być nawet ciekawsze niż z kimś. Ze zwiedzania w Krakowie miałam dużo frajdy. Daleka jestem od stwierdzenia, że ludzie nas tylko ograniczają, ale warto się przyjrzeć, czego nie robimy, dlatego, że są „inni”. I z tą myślą was zostawię. Minie kolejny tydzień i znowu znajdę historię do opowiedzenia.

Zdjęcie ilustrujące wpis wykonał przez Steve Johnson, a pobrałam je z serwisu Pexels.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *