Pączki w tłusty czwartek to już tradycja. Co roku, gdy zbliża się ten dzień, u wielu osób pojawia się dylemat: jeść czy nie jeść? Pączek ma około 450 kilokalorii, faworki ponad 500 w 100 gramach. Co więcej są to tzw. „puste kalorie”, bo słodycze te zawierają znikomą ilość cennych wartości odżywczych. Zastanówmy się dziś więc czy chwila chwila przyjemności jest warta tego, by narażać zdrowie.
Powiecie, że przesadzam. Że to przecież tylko raz w roku i że jak można odpuścić pączki w tłusty czwartek?! Otóż można. I to z jednego, banalnego dość, powodu: bo się ich nie lubi. Tak, pączki w tłusty czwartek to coś, czego nie lubię. I to nie tylko dlatego, że nie odpowiada mi ich smak. Także nie ze względu na moją miłość do faworków. Ich też nie znoszę. Już Wam mówię dlaczego.
Tradycję, dziecko, to Ty szanuj!
Pączki w tłusty czwartek nie pojawiają się moim talerzu przede wszystkim z przekory. Zwyczajnie nie akceptuję tego, że ktoś wymyślił, iż akurat w ostatni czwartek przed Środą Popielcową należy nachapać się tych niezdrowych drożdżowych buł, od których lukru bolą zęby. Można by się tu doszukać usilnego unikania rytuałów związanych z religią katolicką – z którą w sumie mi nie za bardzo po drodze od jakiegoś czasu – ale to nie będzie prawda. Choć niektórzy pewnie by chcieli, to między tradycja a religią katolicką nie można pewnie stawiać znaku równości.
Tradycja to, jak donosi „ciocia Wikipedia”, nic innego jak zbiór pewnych ustaleń ważnych dla pewnej zbiorowości, przekazywanych w niej z pokolenia na pokolenie jako ważne dla przeszłości i przyszłości tejże. I o ile tradycje religijne wpisują się tę definicję, to nie widzę podstaw, by jedzenie pączków w tłusty czwartek określać tym mianem. Zwyczajnie nie jest ono specjalnie ważne dla przetrwania kultury polskiej. Ale nawet, gdyby się uprzeć i tak to nazwać, ja się z tej „tradycji” wypisuję. Chrzanić tradycję, która chce budować we mnie złe nawyki żywieniowe. Chrzanić wszystko to, co powoduje, że czuję się zobligowana do robienia rzeczy, których robić nie chcę. O tak!
Umiar to Ty, Słonko, miej!
Nie zrozumcie mnie źle – nie neguję wszystkich tradycji. Neguję ślepe podążanie za nimi. Bezrefleksyjne robienie tego, co robią inni. Idę w tym nawet dalej – potępiam życie bez cienia refleksji na temat wydarzeń, które nas spotykają. Niektórzy powiedzą, że czasem jesteśmy zmuszeni do zrobienia rzeczy, które stoją w sprzeczności z naszymi poglądami. Działania wbrew sobie dla wyższego dobra i lepszej przyszłości. Uzasadniają to tak, że jak się raz nagniemy to zrobimy to „tylko raz”, a korzyści mogą być niebagatelne. No cóż, dla mnie jest to nic innego jak krętactwo i podwójne standardy. Uważam, że prędzej czy później, takie podejście doprowadzi nas do sytuacji, gdy już sami nie będziemy wiedzieli jakie są nasze wartości. Pączki na tłusty czwartek nie mogą być więc wyjątkiem od zdrowego odżywiania. Wbrew temu, co głosi wielu, wyjątek nie potwierdza reguły. On jej zaprzecza. Z wyjątku dość łatwo jest zrobić regułę i ilustrują to doskonale wszystkie znane ludzkości uzależnienia.
Zapytać możecie, jak to się stało, że pączki na tłusty czwartek stały się przyczynkiem do takich rozważań u mnie? Ano tak, że drogą prostych skojarzeń od niezdrowego odżywiania, przeszłam do nawyków, które budują nasze życie. Wiem, górnolotnie to trochę brzmi, ale to właśnie tak określany zestaw czynności buduje nasze dni. A jakiekolwiek zmiany w tych zestawach powinny być, w miarę możliwości, przemyślane. Nie akceptuję świadomego zaburzania biegu rzeczy dyktowanego przez narzucane przez kogoś zwyczaje. Jest to pewnego rodzaju zamach na moją wolność i uważam, że wycinanie takich nakazów to nic innego jak minimalizm w sferze duchowej. Element dbania o higienę swojej głowy. Skądinąd ważnej w dzisiejszych czasach a często pomijanej w pogoni za tym, co mniej trwałe.
Pączki w tłusty czwartek manifestem minimalizmu, bejbe!
Staram się w swoich decyzjach kierować chęcią posiadania niezbędnego minimum. Muszę więc pogodzić się z tym, że z pączkami nie będzie mi po drodze. Nie jest to jednak dla mnie żaden problem. Wręcz przeciwnie. Bycie w opozycji do celebrujących tłusty czwartek Polaków jest pozytywną ekspresją mojego światopoglądu. Nie jest to prezentacja podejścia na siłę będę robić inaczej. Nic bardziej mylnego. Jest to tylko moja konsekwencja działaniu. Chcę być zdrowa, więc unikam słodyczy. Pączki nimi są, więc zamiast nich wybieram sałatkę. Jestem zdania, że przez proste, codzienne czynności pokazujemy czy w naszym działaniu jesteśmy spójni z deklaracjami. Nie jedząc pączków jestem nadal pokazuję, że chcę dbać o swoje zdrowie.
Minimalizm to życie na własnych warunkach
Moim warunkiem jest to, że każda decyzja powinna być przemyślana – nawet ta, która nie stanowi o totalnej zmianie poglądu na jakiś temat. Wtedy jestem pewna, że wybieram to, czego naprawdę potrzebuję. Że nie narażam się na nadmiar i nie rozmijam się z minimalizmem. Powiecie, że tak duży poziom kontroli może zabić radość. Owszem jest to podejście ryzykowne, ale dostrzegam więcej zagrożeń w odrzuceniu kontroli, niż w pozostaniu przy niej (i dostrzegał to też Brian Tracy!). Takie określenie „reguł gry” pomaga mi wybierać dobrze i pozostać w zgodzie ze sobą. Co nie oznacza, że od czasu do czasu nie sprawdzam swoich granic i niektórych rzeczy nie odpuszczam (choć nie jest to odpuszczanie wcale takie łatwe).
Jednego jednak nie odpuszczę. Pilnowania, by mieć – z którym pączki w tłusty czwartek są niewątpliwie związane – było zawsze za być. Czas lepiej inwestować w doświadczenia, ponieważ to one nas budują. Rzeczy się zużywają i z biegiem czasu tracą na wartości. Niewiarygodnie wkurzają mnie artykuły, których autorzy piszą o inwestowaniu w ubrania na nowy sezon czy we własne mieszkanie. Te zakupy to nic innego jak takie pączki na tłusty czwartek – wszyscy mówią Ci, że to „tylko raz”, a po zjedzeniu zastanawiasz się jak je spalić równie intensywnienie, jak wtedy, gdy myślisz o źródle pieniędzy na spłacenie kredytu przy niestabilnej sytuacji w pracy czy zmiennym kursie franka. Ja się z takiej huśtawki emocjonalnej wypisuję.
Minimalizm to wybór a nie umartwianie się
Minimalizm jest dla Ciebie lub nie. Mi służą ograniczanie i refleksja nad tym, czego potrzebuję, jakie ona proponuje. Czy tak będzie w Twoim przypadku? Nie wiem – musisz ocenić to sam. Niech nikt Ci nie mówi jak masz żyć.
Ktoś wie to lepiej niż Ty?