Geekzone

Konwentowe szaleństwo, czyli oddech po Pyrkonie

Już niemal dwa tygodnie upłynęły odkąd rozpoczął się jeden z największych w Polsce konwentów fantastyki – Pyrkon. Rokrocznie przyciąga on mnóstwo ludzi – w tym roku było nas niemal 40 tysięcy. Nic dziwnego, skoro jest to miejsce spotkań zarówno dla fanów gier bez prądu, miłośników japońskiego anime czy zagorzałych fanów seriali. Jak było w tym roku? Krótką notkę pełną wrażeń i i opisy najciekawszych rozegranych przeze mnie gier znajdziecie w tym wpisie.

Nie tylko planszówki?

Tym razem ta forma rozrywki przegrała z bogatą ofertę konwentową i chęcią odkrywania nowych rzeczy. I choć na warsztaty z LARPów czy RPG nie dotarłam, udało mi się skutecznie zakopać w sali naukowej, w której słuchałam między innymi o przyszłości rynku pracy i o tym jak odmienią go roboty, o komputerach kwantowych czy o seksualności średniowiecznych obywateli Europy. Odwiedziłam również panel poświęcony klasykom science-fiction, z którego wyszłam z bogatą listą filmów do nadrobienia – nie wiem kiedy ja to obejrzę. Wszystko to w ramach prelekcji, które zebrane były w bloki tematyczne i z mnogości których bardzo trudno było wybrać. Dość powiedzieć że było grubo ponad 10 sal rozlokowanych w kilku budynkach, w których niemal cały czas coś się działo. Podczas zwiedzania konwentowych atrakcji nie sposób było ominąć stoiska wystawców. W ogromnej hali można było znaleźć wszystko czego fan szeroko rozumianej fantastyki może potrzebować. Gry, kostiumy, książki i komiksy czy stoiska z rozmaitym rękodziełem – długie godziny można tam było spędzić i zostawić naprawdę dużo pieniędzy. Moja kolekcja planszówek po tym weekendzie poszerzyła się o kolejne 4 tytuły. Kupiłam też cudowne kubeczki Odmętów Absurdu i koszulkę z mojego ukochanego filmu Miasteczko Halloween. Niewiele brakowało bym wyszła stamtąd przebrana za elfkę. Ograniczeniem – jak często w przypadku ubrań – był oczywiście rozmiar stroju. Wyposażyłam się jednak w wizytówkę sklepu oraz instrukcje jak należy się zmierzyć i planuję zakup na kolejny konwent. Patrząc na tych poprzebieranych ludzi po prostu nie wyobrażam sobie jak mogłabym do nich nie dołączyć.

A jednak planszówki!

Nastała jednak ta godzina kiedy stoiska zostały zamknięte, a pokazy i prelekcje się zakończyły. Wtedy dotarliśmy do Games Roomu by dać upust planszówkowemu szaleństwu. To, co było jego ogromnym minusem na Pyrkonie zaobserwowaliśmy nieco wcześniej. Gigantyczne kolejki zarówno do wypożyczenia jak i do zwrotu oraz brak stolików nie były tym, czego się spodziewaliśmy. W godzinach późnowieczornych jednak udało się znaleźć i miejsce i ciekawe gry, których jeszcze nie znaliśmy. Dla wszystkich uczestników organizatorzy przygotowali wyzwanie składające się z długiej listy zadań związanych z wybranymi grami. Mimo początkowego entuzjazmu ichęci rywalizacji szybko odpuściliśmy na rzecz tego, co po prostu ciekawe a nie promowane.Oto co udało się nam przetestować.

Istambuł

Na straganie w dzień targowy różne toczą się rozmowy. Na tym tureckim, złożonym z kafelków, stanowiących planszę w Istambule te najważniejsze dotyczą liczby rubinów jakie każdy z kupców posiada. Celem rozgrywki jest bowiem jak najszybsze zgromadzenie 5 sztuk tychże. Zdobywać je można zarządzając pomocnikami, tak by posiadać wystarczająco dużo dóbr i móc odkupić rubiny od sułtana lub wystarczająco dużo pieniędzy by zakupić je u jubilera. I choć na pierwszy rzut oka wydaje się to proste to jednak przestaje takim być, być gdy poznamy ograniczenia w przemieszczaniu się po planszy czy minusy znajdowania się w tej samej co przeciwnik lokacji. Dobra zabawa i sporo kombinowania to coś, co bardzo lubię. Gorąco polecam tym, którzy chcą spróbować swoich sił w planowaniu i handlowaniu. Oprócz wielu wariantów rozgrywki, które daje kilka dostępnych sposobów układania planszy mamy tu także estetycznie wykonane i bardzo przemyślane elementy. Wszystko to składa się na naprawdę mocną pozycję, której zakupu nie żałuję.

Plansza w trakcie rozgrywki podstawowej dla trzech graczy. Bogactwo elementów i estetyczne wykonanie widać na pierwszy rzut oka.

Red7

Gra, której rozgrywkę z ciekawością obserwowałam już na ZjAvie, a której mimo zainteresowania wtedy nie kupiłam. Tym razem już nie popełniłam tego błędu i bardzo się cieszę, bo nie tylko mi gra przypadła do gustu. Wszyscy z którymi w tę karciankę grałam wypowiadają się o niej bardzo pozytywnie. Minimalistyczna oprawa graficzna, w postaci kart ponumerowanych od 1 do 7,  w siedmiu tęczowych kolorach i prosta zasada gry – dołóż jedną lub dwie karty tak by wygrywać zgodnie z obowiązującą w danym momencie zasadą – to główne zalety rozgrywki w Red7. Z pozoru nieskomplikowana reguła rządząca zagraniami daje jednak wiele możliwości, przeprowadzenia rozgrywki w zależności od działań pozostałych graczy. To, co może przeszkadzać to spora losowość i ubywanie kart z każdą rundą kiedy to zwycięzca – osoba, która pokonała wszystkich przeciwników – odkłada karty, które dały mu zwycięstwo do swojej puli punktów. Mimo wszystko jest to jedna z ciekawszych gier na jakie udało mi się ostatnio natknąć. Jest również szybka, więc doskonale sprawdzi się jeśli nie lubimy spędzać długich godzin nad jednym tytułem.

Aton

Wydana już dość dawno pozycja Rebela to pasjonująca gra taktyczna dla dwóch graczy, w której wcielamy się w Atona i Amona – egipskie bóstwa których celem jest umieszczenie jak największej liczby swoich kapłanów w świątyniach Teb. Ten, kto w trakcie rozmieszczania jako pierwszy zdobędzie 40 punktów wygrywa. Instrukcja do gry dzięki zawartym w niej ilustrowanym przykładom pozwala łatwo zorientować się na czym polega rozgrywka. Gra jest krótka i dynamiczna, a losowość dociąganych kart nie wpływa znacząco na możliwości gracza w danej rundzie. Kolejna solidna pozycja, w której można porządnie zmęczyć się intelektualnie. Troszkę żałuję, że chwilowo niedostępna na rynku, bo po zakończeniu miałam ochotę na więcej niż jedną kolejną partię a Games Room był już zamykany.

aton

 Przykładowa runda. Gracz niebieski ma nieznaczną przewagę w liczbie zajętych pól.

Intensywny weekend

Tak określić można mój czas spędzony na Pyrkonie. Intensywny, ale satysfakcjonujący. Na tyle ekscytujący, że mimo, iż do rzeczywistości wracała długo (a do tego wpisu myśli zbierałam jeszcze dłużej ;), mam chęć na kolejne tego typu wydarzenia. Nie byłabym sobą gdybym przy tej okazji nie wspomniała, że udział w takim evencie polecam wszystkim, którzy jeszcze nie mieli okazji w czymś takim uczestniczyć. O tym, że warto, świadczy także podejście organizatorów, którzy w planie uwzględniają spotkania dla osób początkujących. I dobrze, że tak się dzieje – warto propagować tak rozbudzające wyobraźnię inicjatywy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *