Jeden przepis na sukces nie istnieje. Niech świadczy o tym choćby to, że w sieci i książkach znaleźć możemy ich bardzo dużo. Większość opiera się na kilku założeniach. Wiesz…Wszystko będzie idealnie tylko Ty wstawaj rano, unikaj rozproszeń, jedz zdrowo i regularnie uprawiaj sport. No nie. Nie jest to aż takie proste.
Z przepisem na sukces jest jak z dupą – każdy ma swoją receptę. I właśnie dlatego jestem zdania, że nie trzeba się nie wiadomo jak gimnastykować by go osiągnąć. Możliwe to będzie jednak dopiero wtedy, gdy przestaniemy ślepo wcielać w życie plan, który komuś sukces zapewnił. Gdy bowiem zaczynamy podążać czyjąś ścieżką, wszystko nagle ma jakby większą ochotę by się wywalić.
Im prościej, tym lepiej
To prościej musi jednak oznaczać prościej dla mnie. A mnie niejedną prostą sprawę udało się skomplikować. Przede wszystkim dlatego, że ciągle porównywałam swój sposób realizacji z tym jak działają inni. Nawet, gdy z pozoru wszystko było ok, wydawało mi się, że nadal czegoś brak. Że muszę więcej, lepiej, intensywniej. W cały ten układ dodatkowo wkradało się niezdecydowanie. A niezdecydowanie jest największą chyba przeszkodą jaka na drodze do realizacji celów może się pojawić. W końcu niedawno do mnie dotarło, że tak się nie da. Postanowiłam wszystko uprościć.
Porzuciłam planowanie
Po tym jak przerobiłam wiele materiałów na temat bullet journalingu, sposobów korzystania z kalendarza i wszelkich pomysłów na to jak w dobie zmieścić jeszcze więcej, powiedziałam sobie dość. Nie istnieje przepis na sukces skrojony na miarę moich potrzeb a kolejne artykuły, które będę czytać nie wniosą nic nowego. Jedyne, w czym będą skuteczne to pochłanianie mojego cennego czasu. Czasu, którego brakuje mi na rozwijanie tego, co dla mnie ważne. Czasu, którego potrzebuję na zastanowienie się co tak naprawdę jest dla mnie ważne. Ostatnio nawet i to bowiem się u mnie zmieniło. Przymusowy odwyk to dość brutalna metoda nauki zdrowego podejścia do planowania. Ale cholernie skuteczna.
Jest jedna prostsza metoda!
Google Calendar. Te dwa słowa opisują mój najprostszy pomysł na planowanie. To właśnie kalendarz online sprawdzał się gdy, potrzebowałam znaleźć czas na swoje zajęcia poza pracą. To w nim zapisywałam, co planuję zrobić i kontrolowałam realizację na bieżąco. I to szło mi naprawdę nieźle. Niestety w czasie przeszłym to piszę, bo mimo iż z tyłu głowy miałam by zadbać o chwilę na oddech, zagalopowałam się w swoich układankach. Odkąd ze swoich planów usunąć musiałam regularne i częste treningi, na nowo tworzę swoją listę priorytetów. Póki co w głowie a Google Calendar zaczyna mieć coraz mniejsze znaczenie. Planowanie przegrywa z odpuszczaniem.
A jaki jest Twój przepis na sukces?
Czy z nieplanowaniem czuję się źle? Jeszcze tak. Czy powinnam zacząć szukać pomysłu jak zaplanować i zrealizować swoje dotychczasowe cele? Niekoniecznie. Muszę się zastanowić nad tym czy nie trzeba ich przypadkiem zmienić.
Przepis na sukces zależy też od tego jak sukces definiujemy.
Róbmy to po swojemu.