Geekzone

Kopernik On!

Burzliwy weekend w Toruniu dobiegł końca. Czas na spokojnie podsumować wszystkie atrakcje i pomyśleć co dalej.

Ten rok to w kwestii konwentów rok pierwszych razów. Pierwszy raz na Pyrkonie, pierwszy i w Toruniu, na Coperniconie. Samo miasto, choć to może wydać się nieprawdopodobne, też zobaczyłam w ten weekend po raz pierwszy. Zrealizowałam przy okazji jeden z punktów tej listy. A przechodząc do konkretów… zacznę od  oceny konwentu.

Co mi się podobało

Było dużo rzeczy, które stanowiły zdecydowany plus wydarzenia. Organizacja stała na wysokim poziomie i oprócz kompletnego, spełniającego swoja rolę pakietu uczestnika – z pysznymi czekoladkami okolicznościowymi –  i sprawnej akredytacji do plusów można dołączyć bardzo dobre rozplanowanie programu i zarezerwowanie czasu na przemieszczanie się miedzy budynkami, w których odbywały się atrakcje. Również położenie budynków konwentowych blisko najatrakcyjniejszych punktów miasta było dużym plusem. Łatwo można było dzięki temu wyrwać się na chwilę i wybrać do jednego z partnerskich lokali  by zebrać siły na dalsze atrakcje. Menu w owych było bardzo smaczne i różnorodne co stanowi kolejny plus. Największy zaś w tej kwestii, to możliwość zabawienia się w kolekcjonera pieczątek i pamiątkowy kubek w prezencie za odwiedzenie wszystkich miejsc. Ta gra była ekstra. Podobnie fajna mogła być gra konwentowa z zadaniami, gdyby nie poziom jej skomplikowanie i ilość czasu, której wymagała, w moim odczuciu zbyt duża jak na tak krótki event. Szkoda, że osoby, które już miały styczność z tematem nie miały np. osobnej ścieżki rozwoju. Ale dobrze wspominam jej zajawkę z Polconu, więc nie będę więcej narzekać i przejdę do opowieści o programie.

Program szczęśliwie był bardzo różnorodny i, w przeciwieństwie do Polconu nie miałam wrażenia, że na tym konwencie jest tylko o Lemie i jego geniuszu mimo, że przez całą sobotę w jednej z sal z prelekcjami literackimi odbywały się tylko wystąpienia na temat jego twórczości. Podejście organizatorów do fantastyki było bardzo przekrojowe i oprócz prelekcji na tematy ostatnio bardziej popularne można było posłuchać np. o Harrym Potterze, który w tej chwili już aż tak modny nie jest. Każdy mógł więc znaleźć coś dla siebie. Ja zainteresowałam się między innymi spotkaniem dotyczącym hard science fiction, gdzie zbierałam nowe tytuły powieści i opowiadań tego nurtu. Przyniosłam z niego dość pokaźną listę co do której mam obawy czy w ogóle zdążę o jej tytułach pomyśleć w tym roku. Mam jednak mocne postanowienie by zakończyć wyzwanie książkowe, o którym wspominałam już wcześniej więc będę się pilnować :) Z prelekcji literackich wybrałam jeszcze wystąpienie na temat różnych odmian punka, gdyż ostatnio przypadł mi utwór gatunkowo określany jako cyberpunk,  o czym pisałam tutaj. Wysłuchałam też dość przekrojowej jak się okazało dyskusji o tytule „Wujcio Lem, dziadek Tolkien”, w której omówione zostały zagadnienia związane z twórczością tych autorów oraz panelu dyskusyjnego w założeniu traktującego o przyszłości literatury fantasy, a w praktyce będącego między innymi rozważaniem o tym czy Facebook jest zły i filozoficznym ujęciem tego czym właściwie dla nas jest przyszłość a czym była dla osób żyjących i tworzących parę dekad wstecz. Równie bogata jak ta dyskusja okazała się być prelekcja o inspiracjach różnymi nurtami literackimi jakie odnaleźć można we współczesnej muzyce metalowej i rockowej. Podczas niej nie tylko przypomniałam sobie utwory, których słuchałam w czasach licealnych, ale też uświadomiłam jak wielu polskich twórców muzyki „nie-pop” niestety nie trafia ze swoimi dokonaniami do szerszej publiki.  Dzięki Zwierzowi Popkulturalnemu natomiast mam już niepodważalny argument, dla którego nie chcę oglądać blockbusterów – nie mogę oglądać czegoś, co jest specjalnie dostosowywane by przypodobać się jakiejś grupie odbiorców. I choć mowa była głównie o rynku chińskim i jego cenzurze, to mam wrażenie, że takie dopasowania mogą dziać się również w momencie, gdy w filmach pojawić ma się np. coś potencjalnie trudnego. Być może to teoria czysto spiskowa, ale mocno boli mnie, że często popularne filmy tłumaczą wszystko widzowi tak prosto jakby ten był trzylatkiem nie potrafiącym układać faktów w logiczną całość.

Poza różnorodnością mega plusem programu była techniczna jego strona czyli miedzy innymi opisy jego poszczególnych punktów.  Wszystkie atrakcje opisano w bardzo przejrzysty i ciekawy sposób nie tylko w materiałach drukowanych, ale też na stronie. Umożliwienie ułożenia własnego programu na cały konwent – bez konieczności pobierania aplikacji – to był strzał w dziesiątkę. Korzystałam tylko z niego i jestem zachwycona.

Mocny program i dopracowanie wielu szczegółów technicznych niestety jednak nie zdołały przyćmić pewnych braków.

Co mogło wyjść lepiej

Są trzy błędy, które mnie dotknęły. Istotne są one o tyle, że można było ich łatwo uniknąć.

1. Komunikowanie zmian w programie

Zdecydowanie mogło przebiec lepiej. Gdy ostatniego dnia dotarłam na koniec prelekcji, która  wg programu miała dopiero ruszyć, byłam zła. Zwłaszcza, że prelegent poinformował nas, że o zmianie wie od czwartku. Nawet rozwieszenie kartek w głównych miejscach konwentu czy wpis na Facebooku mogłoby tu zadziałać. Jestem świadoma, że być może był to jednostkowy przypadek. Niemniej lekki żal pozostał, bo to była jedna z dwóch prelekcji, które zaplanowałam na ten dzień i specjalnie na nią wracałam na teren konwentu.

2. Gamesroom

Ten punkt programu zawsze jest dla mnie ciekawy i niestety w porównaniu z pozostałymi konwentami, które odwiedziłam w tym roku, sprawił mi zawód. Minusy były dwa: lista tytułów i godziny otwarcia. Obie informacje były niedostępne, a przynajmniej ja ich nie znalazłam. Choć muszę zastrzec, że nie czytałam książki programowej od deski do deski (ale czy ktoś to robi?). Przykro mi było, gdy w trakcie gry w Teby (które teraz ciężko mi ocenić, bo nie rozegrałam pełnej gry) usłyszałam, że za 30 minut Gamesroom się zamyka, bo zbliża się północ. Pomysł z tak wczesnym zamykaniem tej przestrzeni uważam za mocno nietrafiony. Gamesroom od zawsze stanowi dla mnie miejsce do którego trafiam jak już zakończą się inne atrakcje. Jeżeli nie było technicznej możliwości by w którymś z budynków Gamesroom był otwarty dłużej, należało taką informację zamieścić w widocznym miejscu. Gdyby do mnie ta informacja dotarła to z nią z pewnością inaczej bym swój czas planowała. A tak zamiast fajnej nocy z planszówkami stanęłam przed koniecznością zakończenia zabawy wcześniej niż chciałam.

Noclegi

Szkoła jako tak mi się podobała. Nawet prysznice na zewnątrz ku mojemu zaskoczeniu sprawdziły się i nie narzekałam na kolejkę. Niestety dezinformacja w kwestii terminu otwarcia miejsca noclegowego była ogromna. Do szkoły konwentowej dotarłam już ok. 13  w piątek i okazało się, że nie ma nawet miejsca by zostawić rzeczy. Fakt, nie pomyśleliśmy że jest wrzesień i dzieciaki mają lekcje. Ale czemu informacja o godzinie otwarcia zmieniała się, ilekroć do kolejnej podanej godziny pozostawało niewiele czasu? O tej 13 dowiedzieliśmy się od ludzi, że otwarcie nastąpi ok. 16. Przyszliśmy na 16 i już usłyszeliśmy, że nastąpi to o 17. Można już było zostawić rzeczy, więc ruszyliśmy na miasto z zamiarem powrotu i rozłożenia się o podanej godzinie. O 17 znajomi z którymi się spotkaliśmy powiedzieli, że zostało to przesunięte na 18… Wiele jestem w stanie zrozumieć, ale braku szacunku do czyjegoś czasu nie. Gdyby informacja, że szkoła otwiera się o 18 podana została wcześniej, zamiast chodzić tam i z powrotem z bagażami, zostawiłabym rzeczy w przechowalni na dworcu i zajęła się zwiedzaniem. Konwent rozpoczął się nerwowo a szkoda.

Toruń osłodził braki

To miasto jest piękne. Gotyckie zabudowania, murale, ruiny i czysta Wisła, to tylko niektóre z wartych obejrzenia elementów miejskiego krajobrazu Torunia. Po starówce mogłabym spacerować cały czas i to nie tylko po to by złapać pojawiające się tam pokemony (choć tych było tam mnóstwo:). A przecież weekend był na tyle intensywny, że nie zobaczyłam głównych atrakcji miasta takich jak choćby Planetarium, ruiny zamku krzyżackiego czy Żywe Muzeum Piernika. Także jeszcze tu wrócę. Być może w przyszłym roku pojawię się podczas Coperniconu i znów zabraknie mi na to czasu. A może organizatorzy wymyślą tym razem ciekawą grę miejską i uda mi się te dwie rzeczy połączyć? Byłoby ekstra, ale nie wiem co się wydarzy za rok. Wiem tylko, że głód konwentów chwilowo został zaspokojony, więc wyjazd musiał być udany.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *