W powszechnym przekonaniu minimalista to osoba, która żyje w niemal pustych, ascetycznych wnętrzach i odmawia sobie wszystkiego, co nie jest jej niezbędne. Prawdziwy minimalizm zaś mierzony jest tym, jak mało rzeczy potrzebujemy by przetrwać. Tylko czy aby na pewno jest to słuszne podejście?
Ano zupełnie nie. Owszem minimalista często pozbywa się rzeczy, ale nie robi tego dla samej chęci zredukowania stanu posiadania. A to oznacza, że w żaden sposób się nie ogranicza.
Minimalista kocha prostotę
Ponad wszystko uwielbia spokój, który daje mu upraszczanie. I nie chodzi tu tylko o porządkowanie przestrzeni dookoła (choć od niej rzeczywiście zwykle historia się zaczyna). Świadomość spadku chęci posiadania, która z czasem się pojawia, to chyba najpiękniejsze co wydarzyć się na tej drodze może. Stopniowo bowiem wraz ze zgłębianiem minimalizmu uświadamiamy sobie, że niewiele nam tak naprawdę do szczęścia potrzeba. Od spontanicznych zakupów na poprawę humoru przechodzimy do planowania procesu zakupowego w oparciu o rzeczywiste potrzeby i takie zakupy stają się ciekawsze. Pojawia się coraz częściej brak chęci by iść na kompromis z pewnymi wartościami czy rozwiązaniami. Zaczynamy mieć dość nadmiaru i to nie tylko tego w sferze materialnej. Ograniczamy, ale nie stajemy się nieszczęśliwi. Wręcz przeciwnie – jest nam coraz lepiej. Przynajmniej tak było u mnie.
Mniej zaczyna znaczyć więcej
Gdy mniej więcej rok temu przeprowadzałam się, potrzebowałam tylko zmniejszyć stan posiadania. Bardzo wówczas pomogła mi w tym książka Marie Kondo „Magia sprzątania”. Nie przypuszczałam jednak, że będzie to początek przygody z upraszczaniem. Pomimo wstępnego sceptycyzmu w określaniu się minimalistką doszłam do wniosku, że czas przestać zaprzeczać rzeczywistości. Minimalizm wniósł wiele do mojego sposobu działania a idea wybierania tego, co prawdziwie wartościowe i rzeczywiście potrzebne rozgościła się w moim życiu na dobre. Z każdą kolejną decyzją umacnia się tylko na swojej pozycji.
Im mniej bowiem będę mieć, tym lepsza będzie jakość tego, co wybiorę. Im mniej myśli z kolei zaprzątać będzie moją głowę, tym większe będzie moje skupienie na tym, co dla mnie ważne. Dlatego też bardziej niż to, gdzie piję kawę liczy się dla mnie z kim. Bardziej niż to, ile kosztuje ubranie, interesuje mnie jak długo mi posłuży i czy rzeczywiście będzie przydatne na tyle często, by rozsądnym było zapłacić za nie określoną przez sprzedającego cenę.
Minimalistą być?
A być zawsze przed mieć. Minimalizm tym właśnie dla mnie jest. Bo minimalista to nie ten, kto skupia się na liczeniu przedmiotów. To ten kto z szumu wybiera swoje pasmo. Ktoś, kto wie czego mu od życia potrzeba.
Minimalista to ja.
Witam Cię Emila…
Natknąłem się na Twój blog gdy sprzed kilku dni usłyszałem słowo minimalista i w dwóch słowach kim jest taka osoba. Doszło do mnie że też taką jestem:-)
Fajnie opisałaś to swoimi słowami;-)
Pozdrawiam
Artur
Cześć,
dziękuję za miły komentarz :)
Pozdrawiam
Emilia
Dzień dobry!
Jakiego słowa użyłaby Pani do określenia osoby o wprost przeciwnej postawie? Osoby, która żyje w przestrzeni wypełnionej przedmiotami, wręcz gromadzi rzeczy.
Będę bardzo wdzięczna za odpowiedź i życzę miłego dnia.
Aleksandra
Dzień dobry,
proszę wybaczyć późną odpowiedź. Osoba, która gromadzi rzeczy to zbieracz. Są nawet osoby, które zbierają w takim stopniu, że klasyfikuje się to jako zaburzenie wymagające leczenia.
Miłego dnia również.
Emilia