Wiele razy zadawałam sobie tytułowe pytanie. Postanawiałam kolejno, że będę najpierw publikować jeden wpis na tydzień, potem raz na dwa tygodnie, raz na miesiąc… nie działało. Chciałam prowadzić bloga, a robiłam niemal wszystko, by mi się to nie udało. Skoro napisanie zadowalającej mnie porcji tysiąca słów nie było do wykonania za jednym zamachem, to sprawa przecież przegrana, co nie? A co gdyby zmienić podejście i spróbować pisać po 400 słów codziennie? Po trzech dniach miałabym surówkę, którą czwartego mogłabym oszlifować i wypuścić. I zostałby jeszcze jeden dzień na działania! Ten pomysł naprawdę zaczyna mi się podobać.
Tyle miałam prób wprowadzenia regularności i niezliczona wręcz była liczba moich deklaracji, że chcę prowadzić bloga. Tymczasem od ponad roku nie stworzyłam ani jednego tekstu, którym mogłabym się z Wami podzielić. Przy tym, który ostatnio tworzyłam, zatrzymałam się na kwestiach SEO. Tak długo go poprawiałam, że totalnie straciłam rozeznanie w tym, co właściwie chciałam w nim przekazać. To był gwóźdź do trumny dla tego bloga. Uznałam wtedy, że niestety nie mam czasu i widać nie umiem prowadzić bloga. A że dodatkowo nie miałam strategii publikacji, to moje pisanie pozbawione było już przecież sensu, prawda? Docierały do mnie co prawda głosy, że jakieś teksty się komuś podobają. Nie byłam w stanie w to jednak uwierzyć. A przede wszystkim nie umiałam sprostać wyśrubowanym wymaganiom, jakie przed sobą postawiłam.
Czterysta słów pomoże mi prowadzić bloga?
Po raz pierwszy z koncepcją pisania czterystu słów dziennie zetknęłam się czytając jeden z postów Riennahery. To tym właśnie odkryciem postanowiła się ostatnio podzielić ze swoimi czytelnikami. Wskazówkę znalazła w kursie pisania tworzonym przez Neila Gaimana. Otóż podobno było tak, że znany i lubiany twórca fantastyki Terry Pratchett, został pisarzem tylko dlatego, że pewnego dnia postanowił codziennie po pracy pisać czterysta słów tekstu. Brzmi jak bajka, ale sama autorka też podjęła takie wyzwanie i była zadowolona z takiego trybu tworzenia. Są w internecie ludzie, których obserwuję i podziwiam. Marta jest jedną z takich osób. Podziwiam to, że zaangażowała tak wiele osób w działania na grupie fejsbukowej, za odwagę stworzenia wyzwania rysowniczego i za wiele innych rzeczy, o których być może będę kiedyś mogła pogratulować jej osobiście. Dzieląc się swoim doświadczeniem, sprawiła, że uznałam, iż nie zaszkodzi spróbować zacząć prowadzić bloga po raz kolejny. Moje pierwsze czterysta słów powstaje właśnie teraz.
Czy dzięki temu rozwinę swojego bloga i będę notować tysiące wejść na stronę dziennie? Nie wiadomo. Czy takie wyzwanie może wpłynąć na wyrobienie w sobie nawyku codziennego opisywania rzeczywistości i przyzwyczaić mnie do myśli, że pisanie samo w sobie nie jest aż tak trudne i czasochłonne jak mi się dotychczas wydawało? Niewykluczone. Jest jeszcze szansa, że przy okazji nauczę się mniej cenzurować swoje myśli w trakcie tworzenia tekstu. Dlatego też będę pisać codziennie.
Od dziś.
Nie od pierwszego dnia kolejnego miesiąca.
Nie dopiero wtedy, gdy już wymyślę, o czym chcę pisać na tym blogu.
Od teraz.
Regularność publikacji jest niezbędna
Z tym stwierdzeniem zgodzi się każdy, kto cokolwiek w internecie publikuje. Kwestią sporną jest to, jak wysoka powinna być częstotliwość publikacji. Regularność jest jednak kluczowa. Bez niej czytelnicy nie będą wiedzieli, kiedy mogą się spodziewać nowości na Twoim blogu. Mamy pandemię i być może więcej czasu, na co tylko sobie zamarzymy. Ale… podświadomie możemy wybierać to, co jest łatwiejsze. Tak robiłam i ja. Mając wolny czas, nie pisałam.
Swoim wymówkom nie będę jednak poświęcać zbyt wiele miejsca. Doprowadziłoby mnie to tylko do wniosku, że nie warto zaczynać, a nie taka jest prawda. To, co jest ważne to fakt, że dotychczas nie miałam planu i stałych terminów pisania. Publikowałam najpierw raz w tygodniu, potem raz na miesiąc. To niestety nie szło w parze z regularnym siadaniem do klawiatury. Trudno jest prowadzić bloga z doskoku. A ja tak działałam — pisałam tylko wtedy, gdy znalazłam czas i temat, na który pozwoliłam sobie mieć coś do powiedzenia. Z czasem obie te rzeczy znajdowały się coraz rzadziej. Walczyłam i starałam się nadal pisać, ale w końcu przestałam. W sumie nie wiem dlaczego. A może wiem?
Blog musi mieć swoją tematykę?
Pomysłów na tematy, które chcę poruszyć, miałam dużo. Na tyle dużo, że w końcu sama się pogubiłam, próbując je tutaj wszystkie pożenić. Nie ułatwiło mi zadania to, że w międzyczasie próbowałam się dokształcać z zakresu SEO, czy zdobywać wiedzę o tym jak najskuteczniej promować bloga. Wpisy powstawały, ale wydawało mi się, że skoro nie mam jednego tematu, wokół którego tworze swoje miejsce w sieci, to coś jest nie tak. Nie byłam zadowolona z efektów. A skoro tak to o żadnej promocji nie mogło być mowy. Nie oddam przecież komuś czegoś niedopracowanego, z czego nie wyciągnie on żadnej wartości. Nie mam czelności mówić mu, że to jest dobre. Nie jest. Jest bez wartości. Szkoda czasu czytelnika. Mojego trochę też.
Dużo czasu musiało upłynąć bym zrozumiała, że presja, jaką na siebie narzuciłam, spowodowała, że straciłam cały zapał do pracy. Nic dziwnego skoro zamiast przyjemnego stukania w klawisze, czekało mnie mozolne tworzenie zgodnych z SEO i „wizją bloga” wpisów. Nie zrozumcie mnie źle — SEO i plan postów mają sens. Ale jeśli mają Was powstrzymać przed napisaniem czegokolwiek, to nie warto od tego zaczynać. Zdecydowanie lepiej jest po prostu usiąść i coś napisać. Niekoniecznie trzeba to zaraz opublikować — pomijanie korekty i tzw. przespania się z tematem odradzam. Ale zdecydowanie proponuję Wam to, co sama teraz wdrażam, czyli stopniowe przyzwyczajanie się do regularnego pisania. Pisząc o tym, co Wam przyjdzie do głowy prędzej czy później znajdziecie to, z czym jest Wam najbardziej po drodze.
Pisanie o tym, czego nie czujemy nie będzie dobre
Kiedyś przekonana byłam, że jestem w stanie napisać tekst na każdy temat i nie ma wyzwania, któremu na tym polu nie byłabym w stanie sprostać. To przekonanie wraz z moimi kolejnymi doświadczeniami w marketingu słabło. Najpierw natrafiłam na trudność w pisaniu na tematy parentingowe, którą tłumaczyłam sobie tym, że przecież to oczywiste, że osoba bezdzietna nie napisze o dzieciach przekonująco. Jakoś później wpadła mi w ręce oferta tłumaczeń z branży biotechnologicznej. Wymiękłam na myśl, że mam pisać o rodzajach zbóż i sposobie ich uprawy. Docierało do mnie powoli, że istnieją tematy, na które nigdy nic mądrego nie powiem.
Czy te doświadczenia sprawiły, że wiedziałam, na jaki temat chcę prowadzić bloga? Niestety nie. Być może jednak dobrze się stało, bo dzięki temu wybrałam sobie pewną pulę zagadnień, ale nie zamknęłam jej raz na zawsze. Jeszcze nie jestem pewna, w której części poczuję się najlepiej i czy w ogóle muszę od siebie oczekiwać takiego zdefiniowania siebie. Ale co mi tam — będę pisać sobie czterysta słów od dziś. Nie wszystkie pewnie trafią na bloga. Coś tam usunę, coś wyląduje w notesie, bo będzie zbyt osobiste. Nie chcę tworzyć wielu założeń, jak moje pisanie ma wyglądać. Ważne dla mnie jest, żebym w ogóle pisała. To porządkuje myśli. A gdy już zacznę, to pewnie pójdzie łatwiej. Tak jak teraz, gdy napisałam dużo więcej niż założone czterysta wyrazów.
I tego samego Tobie życzę jeśli tylko masz chęć tworzyć bloga lub inne formy literackie.
Prowadzenie bloga jest ciężkie, ale jeśli sie go dobrze poprowadzi to może wyrosnąć na giganta :)