Odpuść sobie czasem, mówili. Ja nie chciałam. Miałam przed sobą cel i wytyczoną jasno do niego drogę. Nie było czasu na przystanek, na refleksję. Musiałam iść. A ból? Ból przemija.
Przemija albo i nie. Boli mnie dziś wszystko. I ciała każdy fragment i na duszy mi jakby ciężej zarazem.
„Gdy boli czuję, że żyję.”
Tak sobie jeszcze niedawno myślałam. Czułam się silna, wręcz niezniszczalna. Aż przyszedł ból większy niż w stanie byłam udźwignąć.
Sponiewierany nie znaczy silniejszy
Zmuszałam swoje ciało do wysiłku w zgodzie z wolą głowy. Mimo sygnałów by przestać nie potrafiłam przestać. Przecież ból to tylko „ficzer”, w końcu przejdzie. Mam swój cel, którego osiągniecie jest ważniejsze niż wszystkie przeszkody o drodze. Jakże złudne było to moje podejście. Zamiast bowiem kolejnej życiówki na Biegu Niepodległości mam teraz obowiązkowy okres odpoczywania od jakichkolwiek forsownych aktywności. Myślałam, że osób aktywnych i młodych problemy z kręgosłupem nie dotyczą. A jednak. Stres, długie siedzenie przed komputerem i brak porządnego odpoczynku to niebezpieczna kombinacja, której skutków ruch nie niweluje. Przegapiłam ten moment, w którym ból przestał być oznaką dobrego treningu.
Błędy popełnia każdy
Ten błąd kosztuje mnie przymusowy urlop od ulubionych aktywności i konieczność przemyślenia dalszego działania. Choć pisałam jak dobrze określać swoje cele, sama się w tym ich wyznaczaniu pomyliłam. Założyłam, że mogę spokojnie ciągnąć zarówno pracę zawodową, ćwiczenia fizyczne, prowadzenie bloga, naukę języków jak i intensywne angażowanie się w wydarzenia kulturalne. W to ostatnie wpisywały się również spotykania ze znajomymi i imprezowanie. I powoli stawały się coraz rzadsze. Najważniejsze były cele i układany precyzyjnie plan. W moim przekonaniu elastyczny i dopasowany do sytuacji. Nie uwzględniłam tylko jednego. Faktu, że nie każda minuta musi być produktywna. Nie może nawet. Mam za swoje.
Odpuść sobie czasem
Nowa życiówka nie będzie wiele warta, jeśli jej poprawienie będzie skutkowało utratą zdrowia. Nic nie warte będą inne sukcesy, gdy nie będzie z kim ich świętować. Dlatego poważnie się zastanów, czy na pewno powinieneś zrobić to, co chcesz zrobić. Sprawdź, czy koszt podjętego wysiłku nie będzie większy niż radość jaką da Ci rezultat Twojego działania. Upewnij się, że działając nie poniesiesz konsekwencji, których rozmiaru nie będziesz w stanie udźwignąć. A gdy okaże się, że jednak ryzyko będzie zbyt duże? No cóż, nie teraz to może kiedy indziej. Odpuść sobie czasem a zobaczysz, że nic złego się nie stanie. Wewnętrzny krytyk będzie bił na alarm, ale nie warto go słuchać.
Co nie zabije wcale nie wzmocni
To, co nie zabija bowiem zazwyczaj rani. Mniej lub bardziej poniewiera. A świadomie ranić siebie samego jest niczym więcej jak idiotyzmem.
***
Pisząc dziś słuchałam Björk. Army of me, All is Full of Love i Violently Happy – to polecam na początek.