Kiedyś nie wyobrażałam sobie samej spać w pustym mieszkaniu. Bałam się błędów w działaniu. I tego, że kogoś zawiodę odmawiając. Kiedyś.
Dziś nie boję się niemal niczego. Udowodniłam sobie, że każdy strach można przełamać. Jeżeli nie można to najpewniej jest to zły czas na przełamanie. W przeszłości bałam się rozmawiać z obcymi, by dziś bez problemów nawiązywać nowe znajomości. Zdarzało się, że irracjonalnie bałam się samotności, mimo dobrych relacji z dużą liczbą osób. Teraz wiem, że tak naprawdę bałam się poznać siebie. Obawiam się tylko tego, że odejdę nim zrealizuję się w 100%. Nie przeraża mnie już perspektywa utraty kontroli. Nie boję się podejmować decyzji. Nie boję się mylić. Nie boję się być inna niż inni. Wiem czego chcę. Jeszcze dokładniej czego nie.
Nie ma czegoś takiego jak „nie wypada”
Jak dziś pamiętam te chwile, kiedy rezygnowałam z czegoś by nie zostać źle odebraną. Wychowałam się w otoczeniu, w którym zwracało się dużą uwagę na to, co powiedzą inni. Dużo czasu zajęło mi odpuszczenie tej kwestii. Ograniczenia niesione przez to „nie wypada” powodowały, że czułam się źle z emocjami, które się u mnie pojawiały. Podświadomie czułam, że nie oto chodzi by dopasowywać się do każdej napotkanej osoby. Z perspektywy czasu widzę, że pewne stare problemy nie byłyby nimi, gdyby nie zasłyszane w domu „nie wypada”. Nieświadome nakierowanie na brak decyzyjności i nieustanne kwestionowanie wyborów nie pomaga w uświadamianiu sobie, czego się chce od życia. Więzy krwi nie są wystarczające by oddać innym prawo do decydowania o Tobie. Nic nie jest wystarczającym powodem by to zrobić. Oczywiście mając akceptację na zewnątrz, łatwiej napierać do przodu i realizować cele. Warto słuchać tylko tych, którzy są Ci przychylni i wierzą, że sobie poradzisz. I tylko ich. Zapomnij o wskazówkach od tych, którzy chowają swoje marzenia na czas, gdy „będzie wypadało” (w praktyce zwykle na nigdy).
Wolność zaczyna się, gdy szukasz sposobów
Dobry przyjaciel powiedział mi kiedyś, że jak się nie ma chęci by coś zrobić to znajdzie się wymówki. Przekonywałam go wtedy, że są rzeczy nieosiągalne. To przekonanie, że istnieją braki nie do nadrobienia wielokrotnie mnie blokowało w realizacji celów. Często sprawa rozbijała się o grunt finansowy. Dziś wiem, że myślenie o możliwościach w tym kontekście to jak stwierdzić, że bez tony hajsu nie jesteś wart absolutnie nic. Jeszcze czasem zdarza mi się usłyszeć od rodziny, że na coś nie powinnam sobie pozwalać z tego czy innego powodu. Wiem jednak, że ich ocena jest skrzywiona, bo moje cele nie są ich celami. W końcu ich wybór nie był podyktowany moimi doświadczeniami i potrzebami. Dobre rady są dobre, tak długo jak są radami, a nie oceną zasadności czegoś bez znajomości wszystkich niuansów. Im bardziej przekonani jesteśmy o słuszności naszego działania, tym mocniej rozglądamy się za ścieżką, która zaprowadzi nas do celu. Określmy cel i do niego dążmy zamiast skupiać się na uwagach tych, którzy wolą odpuścić, bo ich „nie stać”. Często nie stać tylko na jedno – odwagę by coś zrobić.
Tylko jedno rozliczenie
Tylko a może aż. Kiedyś myślałam, że najstraszniejszym momentem w życiu musi być śmierć. To wtedy następuje rozliczenie z tego, co nam wyszło a co nie. Choćby na chwilę przed tym jak zaśniemy na wieki wspominamy. Dziś, mimo że nie wierzę w to, że życie doczesne jest przepustką do życia na wieki, śmierć już tak mnie nie przeraża. Czuję, że jeśli nie odpuszczę spełniania marzeń to ten moment będzie tym, w którym przypomnę sobie wszystko co mnie spotkało z uśmiechem na ustach. Wiem, że czasem trzeba poświęcić wiele, ale podjęte ryzyko może się nie opłacić. Z wielu opowieści i własnego doświadczenia wiem, że lepiej żałować tego, co się zrobiło niż tego, czego nie. Motywuję się do działania choć strefa komfortu jest bardzo kusząca. Nie ma miejsca na strach jeśli na koniec chcesz odejść z uśmiechem na ustach. Nie ma. Powodzenia.