Proste przyjemności są najlepsze. To na nich właśnie chcę skupić się w lipcu. Z jeszcze większą starannością więc notować będę, co warto zrobić i gdzie się wybrać. Tymczasem nowa lista poleceń jest już gotowa.
Pół roku za nami, a proste przyjemności pojawiały się w tych miesiącach dość często. Czasem były o książkach, czasem o muzyce i miejscach, a czasem o czymś jeszcze innym. Dziś otwieram nowy rozdział, który prawdopodobnie zaskoczy mnie jeszcze nie raz. Będę jednak wytrwale i z pasją zbierać kolejne momenty i je celebrować. Wstęp zaczyna mi wychodzić patetyczny, więc przejdę może już do nowych linków, ok?
Proste przyjemności, proszę!
Tradycyjnie już wybrałam 5 ciekawych, moim zdaniem godnych uwagi miejsc, wydarzeń, zachowań lub utworów. Zestawienie chyba tym razem nie ma klucza. Ale może go jednak znajdziecie?
1. Muzeum Kinematografii w Łodzi
O tym, że oglądanie filmów to jedna z moich ulubionych prostych przyjemności wie już pewnie każdy. Nie sądziłam jednak, że sama siebie zaskoczę i wkręcę się na maksa w wizytę w muzeum przedstawiające kamery i aparaty oraz dokumentujące historię filmu per se. Oprócz tak bogatej opowieści o filmie łódzkie muzeum nie pomija działalności tamtejszej szkoły filmowej i studia Semafor wraz z jego kultowymi dobranockami. Przyjemna podróż w czasie została zatem również odbyta. Polecam się wybrać choć raz, bo warto mieć świadomość, jak doszło do tego, że dziś mamy filmy na wyciągnięcie ręki.
2. Kavárna Pražírna
Jak ma być przyjemnie, to muszę wypić kawę. Choć staram się po nią nie sięgnąć zaraz po przebudzeniu, w podróży jest to must have. Wyszukuję wcześniej dobre kawiarnie specialty i codziennie zaglądać przynajmniej do jednej. Praski lokal położony przy stacji metra I.P.Pavlova — tak na cześć tego Pavlova — zachwycił mnie zarówno wystrojem, jak i wyśmienita małą czarną. Lubię surowe ceglane wnętrza oraz kawy smakujące owocami, a w Kavárna Pražírna były w pakiecie. Kolejnego dnia wróciliśmy na americano — też było pyszne. Niech to wystarczy za rekomendację.
3. Kolumna Zwycięstwa w Berlinie
Podczas zwiedzania uwielbiam spojrzeć na miasto z innej perspektywy. Równie mocno nie lubię płacić za to chorych pieniędzy. Odkrycie punktu widokowego w parku — z ciekawą perspektywą na zabytki Berlina i rzekę było więc bardzo przyjemnym zaskoczeniem. Mogłabym pisać, że to zaplanowałam, ale nie — wiedzieliśmy z mężem, że zajrzymy do Tiergarten. W ramach nagrody za wytrwały spacer obejrzeliśmy więc Kolumnę dwa razy — w złotej godzinie i kolejnego dnia w świetle słońca z panoramą. Więcej takich prostych przyjemności proszę.
4. Dwójka Kielichów serwuje proste przyjemności
Dawno już jedzenie nie wywołało we mnie takiego poruszenia. Na swoim Instagramie napisałam, że dawno nie jadłam pierogów o tak delikatnym cieście i kremowym wręcz farszu. A rzeczony farsz wykonany był z bobu i tofu, więc nadanie mu tak przyjemnego kształtu pewne wyzwanie stanowiło. W daniu zachwyciła mnie też lekko słodka i rozpływająca się ustach cebulka. Zdecydowanie udało mi się odczarować złe wspomnienia związane z tą popularną okrasą.
Pierogi jadłam natomiast w miłym towarzystwie, przy wspaniałych drinkach bezalkoholowych i w ciszy, mimo że byłam nieopodal Konesera. No czego chcieć więcej?
5. Arch Enemy — Doomsday Machine
Odpowiadając na zadane wyżej pytanie, mogę powiedzieć, że zawsze mile przywitam muzykę. W momentach, gdy potrzebuję energii, albo gdy w mojej głowie pojawia się mnóstwo myśli, które muszę przez siebie „przepuścić”, lubię włączyć metal. Szwedzka grupa towarzyszyła mi podczas studiów. To właśnie ich jako jednych z pierwszych słuchałam na żywo. Wtedy śpiewała z nimi Angela Gossow i zachwyciłam się jej śpiewem. Lata lecą, a ja mocno wierzę, że uda mi się, choć spróbować dokonać podobnego performance. Dziś odświeżyłam sobie klimaty apokaliptyczne z Doomsday Machine. Mam nadzieję, że najbliższe dni będą spokojne i znajdę chwilę na tak proste przyjemności. Wciąż jesteśmy umówieni, że o części z nich napiszę.
Zdjęcie ilustrujące wpis wykonała je Chloé Campos i podrałam je z serwisu Pexels.