I przeczekać. A potem iść na spacer. Rady Nosowskiej nie są wcale takie złe. Tylko, że by oderwać się od szopki określanej mianem świąt trzeba chyba wyjść na pustynię. Jeżeli nie wiesz dlaczego ktoś może tego nie lubić czytaj dalej.
Nie lubię świąt
Nie podoba mi się wiele ich elementów. Głównym jest to, że cała „maszynka świąteczna” zaczyna się tuż po Dniu Niepodległości. Zewsząd atakowani jesteśmy komunikatami marketingowymi oferującymi coraz to inne cudowne prezenty jakie sobie i rodzinie powinniśmy sprawić, aby poczuć magię tego czasu. Nie wiem jak Wy, ale ja nie mam siły na celebrację aż przez dwa miesiące. Te właściwe trzy dni to nawet za dużo.
Mimo, że pracując w marketingu sama przyczyniam się do powiększenia puli reklam, to nie uważam, by ślepe podążanie za zachciankami i traktowanie prezentów jako clue świąt było czymś dobrym. Z domu wyniosłam tradycję niekupowania podarków. Nie zdążyłam, więc przywyknąć do bycia zasypywaną rzeczami. Sytuacje, w których rodzina wręczała mi podarki były raczej miłymi niespodziankami. Nie było też miejsca na ściemy o Mikołaju. Dzięki rodzinko choć za to.
Nigdy nie czułam, by był to czas radości
Na pewno nie można się radować, gdy zamiast upragnionego odpoczynku ma się na głowie przygotowania do wielkiej uczty. Pamiętam jak dziś te wielokrotne zakupy i wypchane po brzegi koszyki. Nic przecież nie może zabraknąć na ten wyjątkowy czas. Czas, w którym wszyscy mogą napchać się po kurek, a potem czuć się źle. Nieistotne już czy to złe samopoczucie powodować będą wyrzuty sumienia, czy też dolegliwości fizyczne wynikające z przejedzenia. To mnie nie kręci. Jako dziecko nie rozumiałam dlaczego ludzie to sobie robią i nadal tego nie pojmuję. Wiem tylko, że czytając informacje, o tym ile jedzenia marnuje się po świętach jest mi niedobrze. Zwłaszcza jak zestawię to sobie z danymi o tym, ile ludzi na ziemi jest głodnych.
Spędzanie czasu z rodziną męczy
Byliśmy razem, a jednak obok. Oglądaliśmy w telewizji Kevina i zdarzało się nam iść wspólnie na pasterkę. Pytaliśmy się co słychać, choć nas to wcale nie obchodziło. Życzyliśmy sobie „wszystkiego najlepszego” łamiąc się opłatkiem, choć nie do końca zgadzaliśmy się co do tego, czym to najlepsze jest. A gdy tylko święta dobiegały końca wracaliśmy do swoich spraw.
Tak to wspominam. Wigilijny stół nigdy nie był miłą „imprezą”. Zawsze zderzałam się z życzeniami, które tak naprawdę były ukrytymi oczekiwaniami wobec mnie. Za każdym razem, gdy słyszałam te wszystkie litanie byłam ogromnie smutna. Skala niezrozumienia, z którym się spotykałam była ogromna. Nie czułam bym dostawała wsparcie, bym miała przestrzeń i przyzwolenie do bycia sobą. Szybko też pogodziłam się z tym, że moja prawdziwa rodzina – ta budowana na co dzień, składająca się z osób, które w którymś momencie dołączyły do grona najbliższych znajomych – jest mi w tym czasie zabierana. Że opuszczają mnie, by cieszyć się ze spotkań z tymi, których obecność we mnie wywoływała ból, ze swoimi rodzinami. Dusiłam się czekając na powrót do normalności.
Nigdy nie będzie jak w kinie
Odkąd jestem „na swoim” jest nieco lepiej. Nie mam już tak bardzo wszystkiego dosyć. Nie jest też jednak tak, że z radością oczekuję na ten czas. Spełniam się tylko w działaniu. To te momenty, w których wiem, że robię coś, co daje mi poczucie zmieniania świata są dla mnie najradośniejsze. No dobra, przynajmniej poczucie, że to najbliższe otoczenie przez to, co robię staje się lepsze. Albo chociaż ja sama. One oraz sama satysfakcja z tego, że działam są dla mnie najważniejsze.
Przygotowywanie jedzenia czy sprzątanie nie należą do tych zajęć, które wywołują we mnie ogromną ekscytację. Opowiadanie o przeszłości także nie, bo przecież to już za mną i zazwyczaj lekcje dawno są odrobione. Nie umiem w small talk tak, jak nie umiem przekonać siebie, że święta nie są marnowaniem czasu, który można zagospodarować tak, by iść do przodu. Dlatego upiekę ciasto, bo chcę. Ale też pójdę biegać, bo bilans musi wyjść na zero. Porozmawiam, ale zamiast do filmu usiądę do kursu internetowego, bo sumienie nie da mi spokoju. Nie stracę magii świąt, bo jej nie znam. Doświadczam magii na co dzień i nie mogę dopuścić, by nawet na chwilę mi ją odebrano.
Muszę to przespać, przeczekać. Jutro znowu będzie pięknie…