Nie potrafię na koncercie się do Ciebie śmiać. Patrzysz na mnie nawet może. Nie wiem. Z dźwiękiem niczym jedno trwam.
Nie istnieje to, co wokół. Ja tam jestem po to by dźwięk chłonąć. W przerwie może spojrzę i na ludzi. Zerknę jak się szczerzą, krzyczą, piszczą nawet. Jak ze swych smartfonów siódme poty wyciskają. Byle nagrać, byle mieć. By zachować i nie stracić. Nie rozumiem jeszcze więcej.
Coś omija ich, czyż nie?
Myślę, że nie wiedzą tego, ale tracą. Tacy, co dokumentować chcą. Mija ich nie tylko tu i teraz. Jest też nieświadomość tego faktu. Bo, wiesz, oni są bez szans. Nie poczują tak naprawdę, tak do głębi trzewi swych. Dźwięk dla nich to otoczenie, nie zaś kompan wpisujący się w ich myśl. Nie jest dla nich to słuchanie specjalnym przeżyciem. Takim równym w mocy doznaniom mym. Oni raczej nie usłyszą, co wypłynie spomiędzy słów. Świadomość ulotna niczym koncertowy dym.
Na koncercie chwytam moment
I nie trzeba więcej mi. Wpić się dziko w dźwięk i zakołysać. Nigdzie nie rozglądać. Ze zdjęć i video drwić. Jakie chwytam teraz, takie będę mieć wspomnienia. Pełen odbiór trwa. Chłonność gąbki i uwaga. To nie żadna ściema. Tam odbieram całą sobą, wchłaniam, płynę i mi serce dosyć mocno drga. Nuta jedna z drugą przemijają, a ja wchodzę w trans. Jestem smutkiem lub radością – to zależy co muzyka gra. Wszystko jest mi jedno póki trwa.
A Ty stoisz obok
Myślisz sobie pewnie: „Ona ryczy i zamknięte oczy ma. Coś tu skacze w rytm muzyki, czasem nawet zerknie raz czy dwa. Jakaś chora.”
To samo miejsce i jeden czas. Tylko potrzeby różne ma każde z nas. Nie jestem idealnym kompanem twym na koncercie tym skarbie. Mimo to chwila ta wyjątkową jest i w jakiś sposób porusza nas. Być może i trochę spaja. Kiedyś spotkamy się bliżej przypadkiem. Choć nie wiem czy to będę wciąż ta sama ja. Nieważne.
Niech to tu i teraz na koncercie trwa.