Rok 2016 powoli dobiega końca a wraz z nim nadchodzi czas podsumowań. Minione 12 miesięcy obfitowało w wiele pozytywnych wydarzeń. Czas rozliczyć się z przeszłością i ją powspominać.
W zeszłym roku nie stworzyłam jednej dużej listy celów do realizacji. W swoich działaniach w głównej mierze kierowałam się moją Bucket List oraz bieżącymi możliwościami. Ten system nie do końca mi odpowiadał, mimo iż punktów na liście odhaczyłam dużo, bo aż 9 (i zaliczyłam kolejne etapy pięciu kolejnych ;). Wyjątkowo intensywny rok za mną, ale co właściwie się działo?
Rok krótkich wędrówek krajowych
W minionym roku odwiedziłam wiele miejsc na mapie Polski. Wizyty składałam przede wszystkim na okoliczność odbywających się w nich konwentów – tak było w przypadku Torunia, Wrocławia, Lublina i Poznania – ale nie tylko. Spędziłam też nadzwyczaj dużo czasu w górach, bo ten rok przyniósł aż 3 wyprawy a każda z nich miała nieco inny charakter. Najwcześniej, bo już w majówkę, zdobywałam ośnieżony jeszcze solidnie Kasprowy Wierch. To był pierwszy raz gdy na szlaku spotkałam śnieg i przyznam, że miałam pietra. Na szczęście towarzysze mojej wspinaczki byli ogromnym wsparciem. Mieli też zapasowe raki, czyli coś, co w tym roku zdecydowanie muszę dołożyć do swojego wyposażenia turystycznego.
Maj był dla mnie ogromnie intensywny, gdyż druga wyprawa nastąpiła zaledwie trzy tygodnie po pierwszej. Wybrałam się wtedy z koleżankami na zdobywanie Śnieżki – korony Karkonoszy. Była to wyprawa nadzwyczaj intrygująca, bo już w pociągu działy się rzeczy nietypowe. Z uśmiechem na twarzy wspominamy czytane przez spotkaną w przedziale polonistkę wiersze Świetlickiego, paraliżujący strach przed przejazdem kolejką krzesełkową i słuchanie Fisz Emade po środku niczego na terenie Czech. Wyjazd ten uzmysłowił mi także, że są jeszcze inne aspekty niż sympatia do kogoś, które na szlaku są kluczowe. Nie wystarczy się lubić. Trzeba jeszcze mieć to samo tempo i oczekiwania. Jest to wygodne zwłaszcza wtedy, gdy czuje się na swoich barkach odpowiedzialność za resztę ekipy będąc organizatorem całego zamieszania. To naprawdę cenna informacja, której bez tego wyjazdu nadal nie byłabym świadoma.
Pielgrzymy. Wpadłyśmy na nie w drodze powrotnej podczas wyprawy na Śnieżkę.
Trzeci wypad nauczył mnie nigdy więcej nie łączyć wyprawy górskiej z żadnym innym wyjazdem. Przynajmniej nie bez wizyty w domu by część rzeczy zostawić. Obie atrakcje były mega, ale zebranie ich razem przyniosło zdecydowanie zbyt dużo utrudnień natury logistycznej. Na szczęście nie przysłoniły one samych atrakcji w postaci wyprawy górskiej i konwentu. Kolejne przebyte kilometry zaliczyliśmy tym razem w Górach Stołowych wybranych przede wszystkim ze względu na bliskość Wrocławia. Miejsce przepiękne i mimo tłoku udało się poczuć klimat podziwiając wschód i zachód słońca z kolejnego szczytu należącego do Korony Gór Polski. Z uśmiechem na twarzy wspominam czytaną przy herbacie książkę i wędrówki po szlakach w okolicy schroniska na Szczelińcu. Konwent też wypadł fantastycznie zwłaszcza, że bez wcześniejszego dogadywania się udało się na nim spotkać naprawdę dużą ekipą i solidnie pograć.
Ostatnią dużą przygodą w tym roku był udział w Woodstocku, czyli coś za realizację czego zabierałam się już od ładnym kilku lat. W końcu plany przeszły do realizacji i wyszło nawet lepiej niż mogłabym się spodziewać. To naprawdę najpiękniejszy festiwal na jakim byłam i zdecydowanie wracam tam za rok :)
Tradycyjne wiszące trampki. Ja swoje mimo wszystko zabrałam do domu :)
Żeby nie było tak radośnie, to jedna podróż w tym roku z moim udziałem się nie odbyła. Firmowa ekipa doskonale bawiła się na łódkach a mi pozostaje lekki smutek, że nie mogłam skorzystać z okazji do łamania jednego z największych moich lęków jakim jest strach przed pływaniem w otwartych zbiornikach wodnych (wydało się że w morzach tylko mocze nogi…). Lekki, bo naprawdę fantastycznie bawiłam się na Orange Warsaw Festiwal.
Rok realizacji celów osobistych
Oprócz podróżniczych atrakcji w 2016 ruszyłam również do przodu ze sprawami, które od dawna nie dawały mi spokoju. I tak jeszcze gdy przeprowadzka była jedynie planem uporządkowałam swoją szafę oraz biblioteczkę. Dość radykalnie też zmieniłam swoje podejście do rzeczy i nauczyłam się jeszcze bardziej odpuszczać w pewnych sprawach. Z przeprowadzką na jesieni zgrała się natomiast realizacja innego od lat odkładanego w czasie pomysłu. W końcu wróciłam do tańca. I nie był to taki sobie powrót, bo rozpoczęłam przygodę, o której marzyłam jako dziecko jeszcze (wtedy miałam marzenia ;) – rozpoczęłam naukę tańca klasycznego. Po ponad trzech miesiącach regularnych treningów mogę powiedzieć, że miałam nosa i jest to coś, co absolutnie kocham. Godziny na sali baletowej pozwalają mi odpocząć. Te poświęcane na bieganie – którego nie zarzuciłam – pozwalają mi się wzmacniać. Ten miks aktywności to ideał, który pozwala mi jednocześnie pracować nad precyzją i rozciągnięciem oraz siłą i skupieniem. Siłą rzeczy biegam teraz tylko dwa razy w tygodniu – w kolejne dwa dni poświęcając czas wolny tańcowi. Do połowy września biegałam jednak bardzo intensywnie, bo aż do 4 razy w tygodniu. Zaliczyłam też kilka startów biegowych a cała przygoda rozpoczęła się od startu z firmową drużyną w tegorocznym Ekidenie. 5 kilo mniej, życiówka na 10 km w okolicy jednej godziny, wzmocnione znacząco mięśnie i dużo lepsze samopoczucie to bilans tego roku. Jestem ciekawa co przyniesie kolejny.
Obok sportu mój czas wolny pochłania jeszcze wiele innych aktywności. Staram się dużo czytać i od czasu do czasu zajrzeć do kina czy teatru, o czym już pół roku piszę w cyklu Tytuły. No właśnie, piszę. Przede wszystkim tutaj i zgodnie z daną sobie na początku roku już niemal dokładnie co tydzień mam dla Was coś nowego. W głowie wyklarowała mi się już także lista tematów, które chcę dalej rozwijać. A w notesie mam jeszcze więcej notatek i bardziej osobistych zapisków, które stanowią swego rodzaju narzędzie do porządkowania rzeczywistości. Ogromnie jestem zadowolona nie tylko z nich, ale także z okazji do przełamywania się. 2016 rok przyniósł mi ich wiele. Po raz pierwszy między innymi pływałam kajakiem, zjeżdżałam na zip lane i wspinałam się na ściance. Wystąpiłam też w roli organizatora kilku imprez, w tym wspomnianego już wyjazdu w góry. To, co mnie najbardziej cieszy, gdy wspominam miniony rok to świadomość, że żadnych smutnych chwil nie mogę sobie przypomnieć. Planując nowe aktywności na przyszły rok jestem natomiast niezdrowo podekscytowana i pełna energii. Jednocześnie przepełnia mnie spokój, bo mam pewność, że jest coś, co zawsze mogę. Mogę więcej! I niezależnie od tego, co się stanie dam sobie radę.