Sala, gdzie ogląda się filmy
Film

Filmy, które oglądam częściej niż raz

Macie taki filmy, które oglądacie częściej niż raz? Kiedyś zarzekałam się, że jest to bez sensu. Poznawanie nowych historii wydawało mi się logicznych wyborem w momencie, gdy z każdym tygodniem ich przybywało. W końcu doszłam jednak do wniosku, że znowu się oszukuję. Mam filmy, które oglądam częściej niż raz. Co więcej, sprawia mi to ogromną przyjemność. Skoro tak to, po co narzucać sobie pogoń za nowościami? Wróćmy na chwilę do tych ulubionych opowieści.

Inspiracją do tego wpisu był podcast Halo Dziewczyny, w którym autorki dyskutowały właśnie o takich produkcjach. Spędziłam dobre pół godziny, słuchając jak, podobnie do mnie, dziewczyny oglądają kawałki filmów do śniadania, nie rozumieją pozytywnego buzzu wokół niektórych produkcji i wracają do tytułów, które innych nierzadko drażnią. I poczułam, że jest dobrze. Te powroty są z jakiegoś powodu potrzebne.

Filmy, do których chętnie wracam

Powiedz mi, co oglądasz, a powiem Ci, kim jesteś. Tytuły, do których wracanie sprawia mi przyjemność, wiele o mnie mówią. Nie będę się oszukiwać, że są przypadkowe. Każdy z nich poruszył coś głębiej, nawet jeśli kasowym hitem kinowym godnym największych nagród. A może właśnie szczególnie dlatego? Nie przedłużając…Zernijcie na moją listę ulubionych filmów. Kolejność jest przypadkowa.

Eurotrip

Ten film to eksplozja humoru i zapis wyobrażeń o tym, czym może być wycieczka paczki znajomych po najpopularniejszych europejskich miastach. Eurotrip nie wymaga wiele od odbiorcy. Jest grupa młodych ludzi, jest nierealna i pełna absurdalnych zwrotów akcji fabuła i piękne widoki. Czego chcieć więcej? Jeżeli lubicie podróże i macie przestrzeń na prosty film, który pokaże wam stereotypowy amerykański tour po Europie to Eurotrip będzie dobrym wyborem.

Rozrywka nie zawsze musi być wysokich lotów. Swego czasu ten film był moim prawdziwym guilty pleasure. Rozbudził we mnie głód podróży i pewnie choćby ze względu na ten sentyment jeszcze niejednokrotnie do niego wrócę. Zwłaszcza że od jakiegoś czasu jest już dostępny na Netflixie.

Czarny Łabędź

Aronofsky nie omija w swoim filmie pułapek wspólnych dla wielu produkcji o balecie. Znajdziemy tu zarówno drastyczne sceny prezentujące urazy tancerek, jak i niezwykle pokręcone relacje między członkami zespołu, a jego zwierzchnictwem. Nie potrafię nazwać tego, co urzekło mnie w jego obrazie. Myślę, że sporo w tym zachwycie było prostej radości z możliwości oglądania tańca.

Potem trafiłam gdzieś na stwierdzenie, że zamiast oglądać takie filmy, można włączyć transmisję baletu. Trafność tego komentarza — nie pamiętam już czyjego, lecz nie jest to istotne — uderzyła mnie dość mocno. Bo zdecydowanie było coś jeszcze, co spowodowało, że Czarny Łabędź mnie zainteresował na tyle, by do niego wrócić.

W końcu — po dłuższym zastanowieniu — uświadomiłam sobie, że była to chęć bycia perfekcyjną w tym, co robię. To była ogromna chęć ułożenia życia niczym pełnych szczegółów gigantycznych puzzli. Ta myśl wcale nie była krzepiąca. Niemniej jestem wdzięczna, że dzięki historii Niny zorientowałam się, co powinnam zmienić. Bo życie może i jest jak puzzle, ale nie wszystkie elementy zawsze muszą pasować.

Podziemny Krąg

Im dalej z listą, tym mocniej wychodzi. Tylko co z tego? Ktoś powiedziałby, że Fight Club to film męski. Z pewnością pełno w nim brutalności. Ale urzeka mnie. Nie tylko dlatego, że jestem fanką talentu Brada Pitta i Edwarda Nortona. Choć muszę przyznać, że właśnie ich obecność spowodowała, że się tym filmem zainteresowałam. Nie jest to też magia Heleny Bonham Carter, którą uwielbiam oglądać nawet w Harrym Potterze.

Tym, co mnie najbardziej zatrzymało przy tej produkcji, jest poniższy cytat:

„Kupujemy rzeczy, których nie potrzebujemy za pieniądze, których nie mamy, żeby zaimponować ludziom, których nie lubimy”.

To mocne podsumowanie współczesnego życia po raz pierwszy chyba zwróciło moją uwagę na to, jak mocno swego czasu własną wartość definiowałam przez pryzmat tego, co już mam, czego jeszcze nie, a co powinnam w następnej kolejności, bo inni już to kupili. Tym sposobem dotarłam do pisarza Chucka Palahniuka i zakochałam się w jego prozie. Polecam.

Nomadland

Kolejny film o podróżach i jednocześnie zupełnie inny niż wcześniej już wspomniany Eurotrip. O tym, dlaczego ten film przypadł mi do gustu, już wspominałam w osobnym wpisie. Zostawię tutaj jedno zdanie zachęty: Frances McDormand jest fenomenalna, ale historia, mimo iż smutna, spowoduje, że zapragniecie choć raz wybrać się w podróż vanem. Tylko tyle. I aż tyle.

Miasteczko Halloween

Uwielbiam twórczość Tima Burtona. Wyjątkowa kreska, pełna nieoczekiwanych wydarzeń fabuła i bohater, który dzieli ze mną podejście do świąt Bożego Narodzenia. To urzekło mnie w tej animacji. Mimo iż film ma już swoje lata, nadal mnie zachwyca. Stanowiąc swoistą odtrutkę na presję, by grudzień był radosny i pełen czasu spędzanego z bliskimi wciąż poprawia mi humor w długie zimowe wieczory.

Jeszcze do końca nie pogodziłam się z zakończeniem, ale już jestem w stanie zaakceptować, że istnieje w życiu coś ważniejszego niż podkreślanie swojego zdania. Moim zdaniem, o tym właśnie jest ten film. Gdy na siłę chcemy narzucić innym swoją wolę, nie zawsze skończy się to dobrze. Czasem okazać się może, że w głębi serca wcale nie chcemy tego robić. Po prostu jesteśmy tak zamknięci na perspektywę zmiany swojego stanowiska, że nie zauważamy, że trwanie przy nim nas rani. Warto zerknąć, by poczuć ten klimat i zmierzyć się z własnymi demonami.

A jakie są wasze filmy, do których wracacie?

Zdjęcie ilustrujące post jest autorstwa Tima Miroshnichenko z Pexels

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *