Do wizji Dnia Dziecka z lodami, beztroską zabawą — takiego czasu pełnego śmiechu wymienianego z rodzicami — nie było mi blisko. 1 czerwca nie różnił się niczym od pozostałych dób. Nie mam dobrych wspomnień z dzieciństwa i najchętniej bym je wymazała ze swojej historii. Słodkie laurki w mediach społecznościowych tylko mi o tym braku przypominają.
Przewrotny tytuł i opóźniona data publikacji są całkowicie zamierzone. Ten wpis nie będzie przyjemny. Nie chciałam nikomu pokazywać go w chwili, gdy miał w sobie zupełnie inne emocje. Zwyczajnie nie lubię psuć ludziom humoru (choć wiem, że czasem to robię ;). Jestem jednak przekonana, że muszę Wam opowiedzieć, o tym jak będąc dzieckiem, tak naprawdę nigdy nim nie byłam.
Od zawsze byłam dorosła
Musiałam być twarda. Przewidzieć, za co mogę oberwać. Nie było chwili, kiedy byłabym po prostu okej. Zawsze mogłam czegoś się nie domyślić i kogoś z domowników tym urazić. Zbiór zakazów i nakazów był długi i dość niejasny. Myślę, że dorosłość nie raz — nawet z całą odpowiedzialnością za decyzje lub ich brak — jest dużo prostsza niż odnalezienie się w tym, co u mnie w domu nazywano wychowaniem.
Od reguł nie było dyspensy. Co prawda zdarzało się, że dostałam na Dzień Dziecka drożdżówkę czy pączka. Co z tego jednak, skoro przez lata te słodycze były kupowane stale, a gdy nie chciałam ich jeść, byłam nieuprzejma. Z prezentu, który nie jest przyjemny ciężko się cieszyć. Ale czy dziecko w ogóle wie, co czuje?
Miałam mniej niż 10 lat, a już wiedziałam, jak to jest nie dostawać prezentów, bo nie ma na nie pieniędzy. Doskonale znałam poczucie bycia przeszkodą, kimś, kto sprawia tylko problemy. Pamiętam, że moim marzeniem w tamtych latach było, by wreszcie nic nie czuć. Wtedy brak nie byłby tak bolesny, prawda?
Dzień Dziecka był kolejnym, w którym ciężko się oddychało
Przyzwyczajałam się do rozczarowań, do negowania potrzeb. Wieloletni trening był tak skuteczny, że jeszcze niedawno podczas terapii z pogardą wyrażałam się o swoim wewnętrznym dziecku i mierzyłam się z samobiczowaniem za wydarzenia, na które nie miałam wpływu.
Po co Wam o tym opowiadam, zapytacie? Robię to zarówno dla siebie, jak i dla innych, którym też nie było lekko. Czego nie ukrywam, nie stanie się bronią przeciw mnie. Biedy i cierpienia nie trzeba się wstydzić. Nawet jeśli jest już przeszłością, warto się z nią skonfrontować. Zobaczyć czy to, co kiedyś zostało uszkodzone, można naprawić.
Dzień Dziecka jest dniem wdzięczności
Nie cieszą mnie cukierkowe zdjęcia publikowane w Dniu Dziecka w social mediach. Mam do tego prawo. Nie tęsknię już tak mocno za sielankowym dzieciństwem, które nie było moim udziałem. Choć jeszcze czasem złapię się na zazdrości, akceptuję to, co mnie ukształtowało. Z całym bagażem, który powoli rozpakowuję.
Tylko proszę, nie mówcie mi, że cierpienie uszlachetnia. Istnieje spore ryzyko, że wpadnę w szał. To powiedzenie jest chyba równie szkodliwe jak carpe diem, którego fatalne oddziaływanie świetnie opisała Riennahera. Nikt nie powinien się czuć tak niechciany. Nawet nie wiecie, jak cholernie trudno jest budować tożsamość na pustce. Jestem ogromnie wdzięczna wszystkim, którzy codziennie pomagają mi to robić. Nawet nie wiecie, jak wielu was jest.
Kochana, bardzo, bardzo mocno Cię przytulam!!! <3 <3 <3
Dziękuję <3