Port jak w czasem myślę o umieraniu
Film

Czasem myślę o umieraniu. Ale to dobrze

Czasem myślę o umieraniu. Krótkie zdanie, które może zjeżyć włos na głowie i tytuł doskonałego filmu jednocześnie. Ostatnio ten obraz do mnie powrócił.

Nie sądziłam, że jeszcze raz obejrzę Czasem myślę o umieraniu. Rzadko kuszę się na ponowne włączanie znanych mi obrazów, a historia Fran nie napawa optymizmem. Sprawnie jednak połączyłam kropki i już wiem, co mnie do tej opowieści przyciągnęło.

Śmierć jest intrygująca

Pamiętam, że miałam 13 lat, gdy po raz pierwszy w mojej głowie zasiała się myśl o tym, jak wspaniale byłoby przejechać po nadgarstkach takim dobrze naostrzonym nożem. Później były jeszcze kolonie, na których z koleżanką rozważałam, jak najskuteczniej zabić się nie pozostawiając po sobie śladów. Już w dorosłości, miewałam jeszcze powracające uczucie, że zginę, jak tylko wejdę do ciemnego mieszkania.

Niedawno myśl o śmierci wróciła do mnie w przepięknym miejscu. Usiadłam wtedy nad kanałem, zastanawiając się, czy woda jest wystarczająco głęboka, by można było się w niej utopić, i czy mam szansę uniknąć uratowania. Nie było wesoło. Trzecia myśl kazała mi pójść dalej. Nie chciałam umierać. Byłam tylko ciekawa jakie to uczucie.

Czasem myślę o umieraniu

Podobne myśli ma Fran, bohaterka filmu o mrocznym tytule. Jej życie nie jest specjalnie ekscytujące. Rachel Lambert pokazuje je nam dość dokładnie. Obserwujemy, jak Fran jeździ do pracy, gdzie z lekką irytacją obserwuje otoczenie. Widzimy też, że popołudnia spędza przed telewizorem, często z lampką wina i niemal codziennie przy tym samym posiłku.

Dziewczyna unika interakcji z ludźmi, całkowicie skupiając się na pracy. Powodem moim zdaniem nie jest jednak introwersja, którą sugeruje nam opis filmu. W postaci zauważam sporo lęku i poczucie niedopasowania. Widać je wyraźnie, gdy w biurze pojawia się nowy pracownik i zaczyna się Fran interesować. Świadczy o tym dla mnie też fakt, że chyba wszystkie wyobrażenia śmierci — nieco magiczne, bogate kadry, okraszone spokojną muzyką — następowały w momentach silnego pobudzenia emocjonalnego bohaterki. Ten kontrast ma zwrócić naszą uwagę na prosty, ale ważny przekaz — ucieczka od problemu — w Czasem myślę o umieraniu w marzenia o śmierci — tylko go nasila. Fran bowiem z czasem czuje się coraz większą pustkę w życiu, które sobie stworzyła. My mamy ją poczuć wraz z nią. To się udaje,

Tempo filmu jest niespieszne, ale dla mnie nie przekracza granicy, w której można poczuć znużenie. Mam nawet wrażenie, że gdyby próbować przyspieszyć opowieść, historia straciłaby na znaczeniu. Najpewniej skręciłaby w rejony średniej komedii dwójce ludzi, którym trudno się dobrze poznać przez — w filmie nie ukazaną, ale jednak trudną — przeszłość. Takich filmów mamy mnóstwo. A dzięki dziwnie pokazanej normalności — budowanej m.in. przez nietypowe ujęcia i znakomitą grę aktorską Daisy Ridley — Czasem myślę o umieraniu się wyróżnia. Do mnie trafia, bo uczucie odcięcia i wyizolowania znam, aż za dobrze.

Umieramy każdego dnia

Myśl o byciu odgrodzoną, pozbawioną czegoś była ze mną długo. Uświadomienie sobie, że bariery stawiam ja sama, było jednym z najcenniejszych odkryć. Równie ważne okazało się zaakceptowanie, że nie na wszystko mam wpływ. To właśnie poczucie bezsilności z tą refleksją związane zaprowadziło mnie na skraj kanału podczas urlopu. Może to zabrzmieć patetycznie, ale w tamtym dniu naprawdę czułam, że kończy się świat, jaki znam. Coś we mnie umarło. Umrę jeszcze pewnie jeszcze nieraz w taki sposób. Nie wiem, czy będę przygotowana, ale wiem, że tym razem dobrze się stało. Mogę iść w ciekawszym kierunku i skupić się na realnych celach, na tym, co istnieje, a nie co wyobrażone. Fran z Czasem myślę o umieraniu też na to postawiła i pewnie dlatego wróciłam do niej w myślach. Nie ma zbiegów okoliczności.

Zdjęcie ilustrujące wpis wykonał Oleg PavLove, a pobrałam je z Pexels. Przedstawia port trochę podobny do tego pokazanego w filmie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *