emiliamaciejewska.pl

Surfer na fali
Film

Surfer szuka fali

Surfer to nowy film z udziałem Nicolasa Cage’a. Aktor nie jest może moim ulubionym, ale czasem lubię przyjrzeć się, jak dobrze bawi się swoim rzemiosłem. W nowym obrazie Lorcana Finnegana zdecydowanie się odnalazł. Ale czy seans zaliczam do udanych? To skomplikowane.

Surfer wpadł mi w oko podczas przeglądania programu ostatniej edycji American Film Festivalu. Nie udało mi się wtedy wrzucić go w swój plan seansów. Można więc powiedzieć, że trochę na ten film czekałam. Jednocześnie obawiałam się, czy czasem mnie nie zawiedzie (z Dream Scenario niestety tak właśnie było). Czy udało się uniknąć rozczarowania? I tak i nie.

Czy surfer popłynie?

Surfer zaczyna się wręcz sielankowo. Ojciec (Nicolas Cage) pragnie pokazać synowi (Finn Little) miejsce, w którym dorastał i surfował. Szybko jednak okaże się, że męska wyprawa nie przebiegnie tak, jak bohater Cage’a planował. Wszystko przez lokalsów, którzy fal przed obcymi bronić będą niczym Rejtan próbujący zapobiec rozbiorowi Polski. Czy to powstrzyma spragnionego powrotu do „starych dobrych czasów” Surfera? Oczywiście, że nie. Zacznie się dziać.

Dostać się do klubu

Początek filmu Lorcana Finnegana jest dynamiczny. Wciąga i intryguje kontrastami. Mamy piękną plażę z zachęcającą do pływania turkusową wodą. Mamy też wrogo nastawionych wobec obcych australijskich surferów. Jest podekscytowany wizją pływania ojciec i znudzony jego pełnymi patosu i coelhozy opowieściami syn. Są zatem aż dwa punkty zapalne. Niestety tylko jeden został szerzej rozwinięty.

Lorcan Finnegan w swoim filmie skupił się na wątku niemożliwego do realizacji planu Surfera. Przez ponad 90 minut obserwujemy jak lokalsi kolejnymi, delikatnie mówiąc nieprzyjaznymi, zachowaniami starają się skłonić bohatera do rezygnacji z pomysłu pływania na ich terenie. Ten oczywiście jest nieugięty, a przepychanka trwa i trwa, i trwa… Muszę przyznać, że ta część filmu wystawiła moją cierpliwość na próbę. O ile pierwsze testy, jakim poddawali Surfera australijscy poskramiacze fal, były jeszcze jakkolwiek interesujące, to po incydencie z zegarkiem oczekiwanie na finał stało się wręcz nieznośne. Wiedziałam już, co zobaczę — Surfer, podobnie jak członkowie Fight Club, sprosta wszystkim wyzwaniom i dostąpi zaszczytu pływania z lokalsami. Tylko czy po inicjacji jest coś więcej?

Klub nie ma „swojej sprawy”

W Fight Club członkowie walczyli o sprawę, chcieli pokonać kapitalizm. Tymczasem grupa surferów po prostu pływa i celebruje swoją wyższość nad osobami spoza środowiska. Nie przyświeca im żaden głębszy cel. Jako widzowie obserwujemy ich chyba tylko po to, by przekonać się, jak bardzo zapatrzonym w idola może być fan. Scally uosabia liderów sekt czy coachów po weekendowych szkoleniach z pop psychologii. Finnegan niewątpliwie z jego pomocą stara się nam pokazać niebezpieczeństwo związane z byciem członkiem społeczności, której taka osoba przewodzi. Moim zdaniem przekroczył jednak granicę i zamiast zgrabnej satyry wyszły mu heheszki rodem z memów. Szkoda.

Surfer nie płynie

Wspominałam już, że koncentracja na wątku „wstępowania” do klubu surferów sprawia, że film jest niekompletny. Tym, czego Surferowi przez taką decyzję w mojej opinii brakuje, jest pogłębienie relacji ojciec-syn. Obserwujemy, jak ojciec stara się wkupić w łaski szefa surferów, a syn schodzi na dalszy plan. Efekt? Końcowy fabularny twist — którego szczegółów nie zdradzę, by nie popsuć wam seansu — jest mało przekonujący. Nie wybrzmiewa w nim dla mnie, że bohater przeszedł przemianę i stał się ojcem, z którego syn mógłby być dumny. Chyba miało, więc pozostaje niedosyt.
Surfera dla pięknych zdjęć Radosława Ładczuka — znakomicie zestawionych z ohydą zachowania lokalnych surferów — i zobaczenia Nicolasa Cage’a w formie można oczywiście obejrzeć. Ale czy ja do tego filmu wrócę? No nie. By załamać ręce nad zjawiskiem toksycznej męskości, wystarczą mi social media. A i to pewnie odpuszczę, bo przecież mogę znowu pójść do kina.

Surfer podobał mi się mniej niż Grzesznicy, których obejrzałam mniej więcej w tym samym czasie. Możesz sprawdzić, czy to film dla Ciebie.

Zdjęcie ilustrujące wpis wykonał alexandre saraiva carniato a pobrałam je z serwisu Pexels.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *