postanowienia noworoczne
Organizacja

Postanowienia noworoczne? Nie, dziękuję.

Do tej pory postanowienia noworoczne były dla mnie czymś, na co w końcówce roku czekałam z niecierpliwością. Planowałam wiele, plany zmieniałam, część pomysłów z biegiem czasu bez żalu wyrzucałam nawet do kosza. Tym razem będzie inaczej.

Gdy w połowie roku sprawdzałam stan realizacji postanowień na 2017 rok nie przypuszczałam, że będę pisać te słowa. Ostatnie miesiące  znacząco zmodyfikowały jednak moje podejście do przełomu lat. To, co mi się przytrafiło zmusiło mnie do zastanowienia się nad celem robienia postanowień noworocznych.

Dlaczego robimy postanowienia noworoczne?

Powodów jest kilka. U mnie głównym było przekonanie, że bez postanowień nie będę wiedziała dokąd zmierzam. Wydawało mi się, że tylko z długą listą zobowiązań moje dni coś znaczą. Zabrzmi to może nieco banalnie, ale uświadomiłam sobie, że nie w zajętości ukryty jest sekret satysfakcjonującego życia. To była długa i bolesna droga, ale zrozumiałam, że odpuszczanie sobie – rozumiane jako robienie czasem tego, na co ma się ochotę zamiast tego, co się zaplanowało – ma sens i pomaga złapać dystans.

A dystans, zwłaszcza do świata, to coś bez czego trudno jest mieć pewność, że nasze decyzje są naprawdę nasze. I tu dochodzimy do kolejnego powodu, dla którego możemy robić postanowienia.

Wydaje nam się, że wszyscy robią postanowienia noworoczne.

Na przełomie lat, gdy „wszyscy” – a pisząc wszyscy mam na myśli osoby, które śledzimy w internecie oraz otaczających nas ludzi – publikują swoje roczne podsumowania i deklarują co z robią w roku kolejnym, wydawać się może, że i my powinniśmy się za to zabrać. Tylko zapominamy o tym, że to nie są wszyscy a grupa osób, które w jakiś sposób są nam bliskie. I, co oczywiste, nie jest ona reprezentatywną próbką społeczeństwa.

Decydujemy się więc na robienie postanowień noworocznych, bo nie chcemy wyjść na ludzi mało ambitnych, bez aspiracji i pomysłu na siebie. I nawet jeżeli nasza lista jest tylko zapisem pobożnych życzeń, jesteśmy przekonani, że, skoro już postanowiliśmy, damy radę. Z biegiem czasu niestety rezygnujemy, co specjalnie mnie nie dziwi. Trudno jest bowiem przywiązać się do czegoś, co nie jest tak naprawdę nasze. Nie dostrzegamy jednak tego, że rezygnujemy ponieważ pomyliliśmy się w ocenie sytuacji.  Uważamy, że to postanowienia noworoczne nie działają.

Dlaczego postanowienia noworoczne nie działają?

A postanowienia owszem, mogą nie działać. Jest nawet kilka powodów, dla których tak się może zdarzyć. Jeden z nich mimochodem już wspomniałam – nie jesteśmy w stanie z pasją i pełnym oddaniem realizować postanowień, które nie są tak naprawdę nasze.  Prawda, której często nie chcemy uznać, jest taka, że jeżeli będziemy coś robić dla kogoś, a nie dla siebie  to choćbyśmy się nie wiem jak mocno starali, szansa, że nam się powiedzie jest niewielka. Nie zerowa, ale naprawdę niewielka.

Tak samo rzecz się ma w przypadku liczby podejmowanych postanowień. Może nam się wydawać, że powinniśmy mając wiele postanowień dowiedziemy, że jesteśmy ambitni, ale tak naprawdę robiąc kilkanaście postanowień, skazujemy się na porażkę. Prędzej czy później i tak je złamiemy. Nie ze złej woli czy z chęci bycia nie fair wobec siebie, a dlatego, że zwyczajnie jesteśmy ludźmi. Będziemy w końcu potrzebować odpoczynku. Nie dopuszczając takiej możliwości podczas robienia postanowień popełniamy bardzo duży błąd.

O porażkę także nietrudno, gdy jesteśmy zbyt optymistyczni. Ma to miejsce zwłaszcza w przypadku bardzo radykalnych postanowień. Takie postanowienia najczęściej prowadzą jedynie do frustracji. Dla mnie to dość oczywiste, że jeśli na przykład przez ostatnie lata traktowaliśmy czekoladę jako sposób relaksu po ciężkim dniu, trudno jest oczekiwać, że z dnia na dzień przestaniemy ją jeść. Stawianie sobie takiego postanowienia jest bez sensu. Naprawdę nie wiem co musiałoby się stać, byśmy nagle stwierdzili, że do tego celu lepiej nadają się warzywa. To tak po prostu nie działa. Wszelkie zakazy bardziej kuszą by je łamać, niż pomagają w unikaniu pokus.

Optymizm pojawiający się, gdy robimy postanowienia noworoczne nie jest jednak przypadkowy. Pojawia się on bowiem ponieważ wydaje nam się, że rok to bardzo dużo czasu i na pewno ze wszystkim zdążymy. A że rok nie jest tworem z gumy, który można rozciągnąć do granic możliwości to postanowień nie realizujemy. Przeceniając to, co możemy zrobić w ciągu roku i nie mając świadomości jak wiele mogą nam dać lata systematycznego działania rezygnujemy więc z jakichkolwiek postanowień. A już na pewno kwestionujemy ich zasadność.

Po co mi te postanowienia noworoczne?

Ten dość długi wstęp prowadzi do przedstawienia mojego poglądu na temat postanowień noworocznych. Pozwólcie, że zacznę od opowiedzenia jak to kiedyś u mnie bywało.

Początkowo z końcem każdego roku spisywałam wszystkie swoje pomysły na zmiany w roku kolejnym i planowałam wcielić je w życie. Ale, że było ich dużo, to nawet ich precyzyjne określanie – bo obejrzenie 36 filmów ciągu roku nosi znamiona konkretu – nie pomagało. Zaczęłam już z poziomu znajomości metodologii SMART , a mimo to tylko nieliczne z noworocznych postanowień udawało mi się realizować. I choć mierzyłam postęp w realizacji, a wraz z jego wzrostem coraz trudniej było mi odpuścić, nie umiałam zdecydować co jest najważniejsze. To skutkowało tym, że wszystko zaczynałam, ale nic nie kończyłam. Postanowienia przynosiły mi sporo radości, ale z drugiej generowały rozczarowania.

W momencie, gdy zaczęłam baczniej przyglądać się temu, co postanawiam i nieco bardziej realistycznie oceniać swoje możliwości zaczęło być lepiej.  Stopniowo redukowałam liczbę postanowień i wybierałam tylko te, które uważałam za naprawdę niezbędne. Rezygnowałam z wszelkiego rodzaju wyzwań związanych z kulturą i uwalniałam się od zewnętrznego przymusu zmieniania swojego wyglądu. Powoli docierało do mnie, że to, co postanawiają inni niekoniecznie jest dobre również dla mnie.

Miniony rok pokazał, że nawet tak krótka lista zawierała postanowienia, które nie były do końca moje. Postanowiłam więc zrezygnować z jakichkolwiek postanowień.

Nie postanowienia noworoczne a cele

Ta decyzja podyktowana jest również moim odkryciem, że nazywanie postanowieniami dobrze zdefiniowanych celów jest bez sensu. Dodatkowo zaczęłam zauważać iż niektóre moje cele są niemal nieosiągalne w skali roku. Mam tu na myśli miedzy innymi zdobywanie nowych umiejętności, które trwać może nawet latami. Owszem można je rozkładać na mniejsze i te z kolei realizować w skali roku. Wydaje mi się jednak, że na dłuższą metę mogło by to utrudnić ocenę postępów.

Uznałam więc, że ograniczanie się do wyznaczonego przez kogoś dawno temu systemu dzielącego czas na lata, miesiące i dni – kalendarza – nie jest mi potrzebne. Dlatego zamiast tworzenia nowej listy kolejnych postanowień noworocznych zdecydowałam się nakreślić sobie wizję siebie za kilka lat i wrzucić na luz w wielu sprawach. Jednocześnie oczywiście pilnując tych dla mnie kluczowych. Mam kilka celów, które zaczęłam już realizować i kilka takich, które czekać będą na swój moment.

Ponieważ uważam się za osobę niezwykle ambitną jest to dla mnie trudne doświadczenie. Taka decyzja niesie bowiem ze sobą konieczność dalszej rezygnacji. Czuję jednak, że to jest ten moment, kiedy muszę – a nawet chcę – znaleźć sposób na ograniczenie swoich chęci do rozwoju na wielu płaszczyznach. To, że uczenie się i zdobywanie nowych umiejętności przychodzi mi dość łatwo nie oznacza, że jest to konieczne przez cały czas. A już na pewno nie jest równoznaczne z tym, że dam radę w ciągu swojego życia nauczyć się wszystkiego. Zamiast porywać się z pasją na dwadzieścia tematów wolę spisać najważniejsze cele długoterminowe i przygotować do nich plan działania.

Plan działania i dobre nawyki

Plan działania to cel rozbity na mniejsze elementy, ułożone w konkretny harmonogram. Powinniśmy go sporządzić bezpośrednio po tym jak określimy nasze cele. Mając bowiem zapisane co i kiedy planujemy zrobić zdecydowanie łatwiej będzie nam utrzymać dobry kierunek i pozbyć się uczucia, że gdzieś nie dajemy z siebie 100%. Bez niego szansa na realizację celów drastycznie spada.

Nawyki z kolei pozwalają nam trzymać się planu. Cokolwiek w nim umieścimy, zapomnieć powinniśmy o motywacji. To nie ona powoduje, że osiągamy to, co sobie zamierzyliśmy. Ona się podczas działania pojawia, ale nie jest przyczyną, dla której działanie się rozpoczyna. A to, by zacząć jest najważniejsze.  Gdy zaczniemy, przezwyciężymy siedzącego w nas lenia – może nawet strach – reszta już sama pójdzie.

Zamiast więc czekać, czasem bardzo długo, zacznijmy działać już teraz. Nigdy nie będzie idealnego momentu. Nawyk zaczynania, zwłaszcza wtedy, gdy nam się nie chce – zrobienia choćby drobnostki przesuwającej nas do przodu na drodze do celu – powinien wejść nam w krew. Kiedy bowiem już coś zrobimy, najprawdopodobniej głupio nam będzie przerwać po 5 minutach. Poczujemy może nawet, że zaczynamy oszukiwać. To uczucie doprowadzi do tego, że będziemy działać dalej. A jeśli nie to widać danego dnia powinniśmy odpocząć. I to bez wyrzutów sumienia.

Recepta więc jest prosta:

Małymi krokami do celu i nic na siłę.

Spektakularne sukcesy nie pojawiają się z dnia na dzień. Zmiana musi trwać, a my musimy uzbroić się w cierpliwość. Realizacja postanowień noworocznych – choć ja wolę określać je mianem celów – to proces, który wymaga wysiłku.  Dobry plan i konsekwencja w działaniu to podstawa. Konsekwentnie realizowany, z nastawieniem na rozwiązywanie pojawiających się problemów, jest receptą na sukces.

A jak Twoje postanowienia noworoczne?

Jeśli je robisz, to nie poprzestawaj na tym etapie. Wyznacz sobie cele – nawet i roczne jeśli tak Ci będzie wygodniej – i zbuduj nawyki, które pozwolą Ci je zrealizować. Zastanów się dobrze czy Twoje działania doprowadzą Cie do miejsca, w którym rzeczywiście za te kilka lat chcesz się znaleźć. A gdy już wykluczysz możliwość, że ktoś inny w wyznaczaniu Twoich celów maczał palce, to napieraj i sięgaj po, to czego chcesz. Tak długo aż stwierdzisz, że masz już wszystko lub zmienisz zdanie co do tego jaki jest Twój cel.

Bo zmiana celu nie jest porażką. Ale to temat na osobny wpis, więc o rezygnacji opowiem następnym razem.

 

 

6 Comment

  1. Ja już w zeszłym roku powiedziałam postanowieniom noworocznym „nie”. Za to znalazłam zastępstwo – hasło kluczowe na dany rok. Systematyczność nie jest moją mocną stroną, więc wolę widzieć ogólny zarys tego, co chcę osiągnąć, a metody wybierać na bieżąco i zmieniać je często – taki styl. I przyznam, że przeszłam długą drogę ze swoim hasłem na 2017 rok, hasłem, które pojawiło się mimowolnie i wielokrotnie. Uwielbiam je, więc w tym roku mam już dwa – zeszłoroczne i bieżące. Zobaczymy jak się sprawdzi.

    1. Wpadłam w sieci na podobny pomysł – wybierania słowa na dany rok. Nie do końca mnie to przekonuje, bo wolę po prostu działać. Może dlatego, że wiele osób poświęca początek roku na planowanie, a potem swoich planów nie realizuje? Systematyczność pomaga w osiąganiu celów, o ile jesteśmy pewni co chcemy osiągnąć. Jeśli szukamy, albo nie znamy dokładnej drogi jaka nas do naszego celu doprowadzi, to lepiej mieć większą elastyczność. A na nią pozwala posiadanie małej liczby celów albo właśnie zarysu ;) Powodzenia!

  2. Bardzo fajny tekst.
    Ja nigdy nie robiłam postanowień noworocznych i nie zamierzam 😛 Zawsze uważałam, że zmiany są potrzebne, kiedy przychodzi ich czas, a nie kiedy Ziemia skończyła pełen obrót dookoła Słońca 😎

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *