Filozofia

Pierwszy z dwunastu

Styczeń. Miesiąc, który otwiera każdy rok. Wraz z nim obiecujemy sobie, że wprowadzimy zmiany. Robimy postanowienia, których próbujemy się trzymać. A później je porzucamy. Nie tym razem. Ten styczeń przyniósł wiele pozytywów.

Rozsądne cele zweryfikowane

Zadania, które przed sobą postawiłam były tak konkretne jak tylko się dało. Poziom szczegółowości nie obejmował jedynie dokładnej daty realizacji. I zadań tych było bardzo dużo. Także mogłam wybierać w zależności od sił, nastroju czy ilości czasu jaką mogę poświęcić. Z pozoru niewielkie przedsięwzięcia takie jak sprzątnięcie dokumentów w szafce czy przejrzenie biżuterii złożyły się na bardzo duży cel jakim jest dobre samopoczucie przy przebywaniu w domu. Zadanie to akurat jest już niemal ukończone – bo takie wyniesienie zbędnych przedmiotów stanowi dla mnie osobne wyzwanie – a świadomość jak wiele bibelotów potrafię zgromadzić to cenna informacja na przyszłość.

Duży projekt ukończony

Projekt tak niespodziewany jak zmiany pogody. Pisałam w podsumowaniu minionego roku, że od listopada konsekwentnie, niezależnie od pogody czy tego, co danego dnia robiłam wcześniej, wychodzę biegać trzy razy w tygodniu. Aktywność ta związana była z realizacją programu „Biegaj 40 minut”. W chwili, w której to piszę kończy się dzień w którym sprostałam wyzwaniu. Co więcej biegłam nie przez 40 a przez ponad 50 minut. W tym czasie udało mi się pokonać ponad 6 kilometrów. Biorąc pod uwagę fakt, że na początku listopada nie było mowy o tym, abym bez zadyszki przebiegła kilometr mogę powiedzieć tylko, że zaskoczyłam samą siebie bardzo pozytywnie. Nie planuję zamieniać swojej przygody z bieganiem w starty w maratonach, ale bieganie na pewno pozostanie ze mną jako forma odpoczynku po całym tygodniu. Uwielbiam weekendowe bieganie po lesie.

Dobro się pomnożyło

Styczeń zakończyłam z realizacją czegoś, czego bardzo długo nie mogłam uczynić. W ostatnią sobotę miesiąca po raz pierwszy w życiu oddałam krew. Pokonałam tym samym strach przed igłami, nakłuwaniem czy omdlewaniem. Choć sam akt oddania nie należał do najprzyjemniejszych, bardziej bolała mnie związana z nim konieczność spożycia tak dużej ilości niezdrowego jedzenia. Mentalnie cierpiałam, gdy lekarz zaleciła mi zjedzenie batonika w czekoladzie i wypicia przesłodzonego soku. Koniec tego wyzwania jest jednak dużo bardziej pozytywny niż tylko siła by nie jeść kupować gotowych słodyczy. Taka umowa z samym sobą jest bardzo wygodna, gdy jest się zbyt leniwym by piec i wystarczająco silnym by bez okazji – takiej jak np. spotkanie z przyjaciółką czy randka – nie konsumować słodyczy w kawiarniach. Albo by w ogóle wtedy do nich nie chodzić. To jest temat na osobny wpis, do którego pewnie powrócę. Teraz cieszę się, bo istnieje duża szansa, że realnie komuś pomogłam. Udostępnianie wydarzenia takiej satysfakcji mi nie dawało.

Przestrzeń opanowana i uporządkowana

Niestety nie kosmiczna, ale ta bardzo przyziemna i dotycząca lokum, w którym sypiam i czasem nawet przebywam. Uporządkowanie rzeczy, które bezrefleksyjnie przywiozłam z domu rodzinnego i zapakowałam do szafek dostarczyło mi wiele spokoju. Jestem też na dobrej drodze do usprawnienia systemu porządków i zaopatrywania domu. Albo raczej niezaopatrywania go w rzeczy zbędne. To kolejny temat, który ostatnio mnie fascynuje – minimalizm. Nigdy nie byłam zwolenniczką poświęcania wielu godzin na porządki, a czystość lubię, także chyba znalazłam rozwiązanie znanego mi od czasów dzieciństwa problemu. Nic tylko zgłębiać temat.

Kulturalnie na całego

Z początkiem roku podjęłam trzy wyzwania na tym polu. Nie było jeszcze osobnego wpisu na ten temat lecz wspomnieć mogę, że jestem zadowolona z dotychczasowych efektów. Postanowiłam więc czytać więcej książek oraz częściej oglądać filmy na dużym ekranie. To wszystko zaś chcę od czasu do czasu urozmaicać wyjściem do teatru lub na koncert. Cele te są wytyczone i niezgodne z teorią skutecznego ich obierania, ale… kultura nie jest dla mnie sferą, w której poruszać chciałabym się według bardzo sztywnego planu. Nie da się zmierzyć dokładnie postępu w celach, które definiuje się jako „zrobię więcej czegoś”, ale mam przekonanie, że radzę sobie lepiej co najmniej z wyborem książki jako formy rozrywki. Zastosowałam w tej kwestii kilka tricków, którymi podzielę się niebawem. Przedstawię także wyzwanie książkowe, które podjęłam by poszerzyć zakres wybieranych przeze mnie pozycji. W kwestii filmów udało mi się utrzymać moje zamiłowanie do poniedziałkowych seansów , a zbliżające się rozdanie Oscarów podsyca tylko chęć do częstszego odwiedzania kina.

Koniec miesiąca obfitował u mnie w kolejne zakupy biletowe zainicjowane z okazji lubianych mniej lub bardziej Walentynek. W lutym zatem pojawię się ponownie w Centrum Nauki Kopernik oraz zajrzę do Och-Teatru, który obiecywałam sobie odwiedzić od czasu obejrzenia kilku sztuk w plenerze podczas ostatnich wakacji. W pierwszy weekend lutego natomiast udam się znów na przegenialne wydarzenie, po którym moja miłość do planszówek może wypłynąc ze wszystkich zakamarków tego bloga.

Zdecydowanie pozytywnie!

Tak było w styczniu. Choć wiele przede mną pracy i to nie tylko tej zawodowej (która nie koliduje z realizacją celów prywatnych!), jestem nastawiona na same dobre rzeczy w kolejnym miesiącu. Zarówno te zaplanowane jak i te spontaniczne.

1 Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *