Filozofia

Bumerang zawsze wraca

O bumerangach  – aplikacjach wszelakich noszących tę nazwę – rozmawiałam wczoraj. Dziś sposób działania tej broni sprawdza się idealnie jako opis działania jednego wkurzającego mechanizmu. Za każdym razem gdy już myślę, że temat opanowałam powraca w najmniej spodziewanym momencie. Cholerna nieśmiałość.

Musze się przyznać

Publicznie – może wtedy przestanę to wypierać. Publicznie teraz oświadczam – są sytuacje, w których jestem nieśmiała. Kiedy kumpel próbował mi to uświadomić – już grubo ponad rok temu podczas jednego ze wspólnie organizowanych wydarzeń – moją pierwszą reakcją było zaprzeczenie. Nie może być nieśmiałą osoba, która bez problemu zagaduje ludzi i niemal bez stresu prowadzi prezentacje. Albo potrafi zwrócić uwagę niekulturalnemu współpasażerowi w pociągu. Otóż może. I najgorsze w tym jest to, że często nie jest świadoma dlaczego w niektórych sytuacjach ma problem. Przynajmniej ja nie chciałam zrozumieć, że pewne zdarzenia odbieram tak, a nie inaczej właśnie dlatego, że do głosu dochodzi nieśmiałość.

Dużo ludzi, posłucham o czym rozmawiają

Słuchanie zawsze wydawało mi się ważnym elementem rozmowy. Niestety jak dobra bym w tym nie była, rozmowa wymaga udziału dwóch stron. Mogę z podziwem wysłuchać każdej historii sukcesu, ale już zadawać pytania czasem jest mi bardzo trudno. Poczuć się w pełni swobodnie w rozmowie, podczas której nie znam dobrze rozmówców i to o czym mówią jest mi obce? Nie da się. Niekomfortowo. Nawet bardzo. Zwłaszcza, że jak już wyłowię cokolwiek, o co mogę zaczepić swoją potencjalną wypowiedź i wypowiem się to uwaga kieruje się w moją stronę. Każda sytuacja, w której otoczenie jest skrajnie odmienne ode mnie, i tym samym nieznane, to mniejszy lub większy stres. Nie jestem pewna czy jego źródłem jest chęć zabłyśnięcia, czy tylko moje urojenia, że nagle okażę się dla drugiej strony kiepskim rozmówcą. Pewnie po trochu każdego. Uczę się oswajać to uczucie i przyzwyczajam się do działania mimo niepewności odbioru, jednak nie jest to łatwe.

Wybudowałem pomnik, trwalszy niż ze spiżu

Coraz częściej łapię się na refleksji, że ludzie, których w jakiś sposób podziwiam – i nie mam tu na myśli czołowych autorytetów – przy „bliższym” poznaniu, choćby na konferencji, nie tyle tracą w moich oczach, co uderza mnie jak zwyczajni są. Fakt, że oni też bywają leniwi lub lubią seriale sprawia, że po raz kolejny upada budowany przez długi czas w mojej głowie wizerunek człowieka sukcesu – zawsze profesjonalnego, mądrego i oczytanego gościa bez skłonności do popełniania głupot, wyważonego w działaniu. Nie wiem skąd się to u mnie bierze, a im częściej mi się to przytrafia tym bardziej zaczynam się zastanawiać, gdzie do cholery jest mój sukces, skoro Ci ludzie tak niewiele się ode mnie różnią. Brak możliwości określenia, gdzie popełniam błąd jest naprawdę frustrujący. Zwłaszcza, że daje o sobie znać własnie w sytuacji, gdy chciałabym spróbować poszukać odpowiedzi u źródła rozmawiając na przykład ze wspomnianym autorytetem. Objawia się wtedy nieśmiałością często blokującą skutecznie moje działanie. A ja tak sobie w tym sosie siedzę, na zmianę wypierając jej istnienie i odpuszczając kolejne próby zwalczenia irracjonalnych obaw. Bumerang grzęźnie chwilowo w błocie by za chwilę powrócić rykoszetem rozbijając misterną konstrukcję marzeń.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *